Branża turystyczna to też podatnicy. Nie muszą prosić o „pomoc” społeczeństwo – należą się im rekompensaty

Adam Gąsior/fot. MM

Przywykliśmy już, że przedsiębiorcom zabrania się – niekonstytucyjnymi rozporządzeniami – prowadzenia działalności i zostawia się ich bez prawdziwego wsparcia. Teraz jeszcze sugeruje się, że na przedsiębiorców zrzucają się „podatnicy”, a firmy, które chcą wznowić działalność w desperackiej obronie przed bankructwem narażają zdrowie i życie Polaków. Władcy lubią tylko tych, którzy są im przydatni, i tylko tak długo, dopóki ich potrzebują – jak powiedział Napoleon.

Myślałem, że największym moim dzisiejszym zmartwieniem będzie zgłoszenie się do programu szczepień. A tu niespodzianka – zajęło mi to pół minuty. Z kolei próba zrozumienia logiki wypowiedzi wicepremiera Gowina i wiceminister Semeniuk na konferencji prasowej trwa do teraz.

Konferencję zorganizowano z okazji uruchomienia naboru wniosków do „tarczy finansowej” PFR. Wicepremier Gowin zapewnił, że pieniądze zaczną trafiać na konta przedsiębiorców już od poniedziałku, a „tarcza branżowa” zostanie przedłużona na grudzień i styczeń. Z kolei wiceminister Olga Semeniuk podkreśliła, że do tarczy branżowej dopisany zostanie kod PKD 55.20.Z.

Potem wicepremier, komentując zapowiedzi przedsiębiorców chcących otwierać biznesy od najbliższego poniedziałku, stwierdził: “Podatnik jest solidarny, niech solidarny będzie i przedsiębiorca. Wszystkie te środki, które trafiają do przedsiębiorców, nie są pieniędzmi rządu, lecz wszystkich podatników.” Zagroził także, że przedsiębiorcy, który złamią przepisy sami wykluczą się z pomocy – „ale nie rządowej, tylko udzielanej przez wszystkich podatników.”

Otóż wicepremier i minister, któremu podlega turystyka zapomniał chyba, że podatnikami są również wszyscy pracujący w branży turystycznej. Sam sektor hotelarski i gastronomii w ostatnich 10 lat dał do budżetu 3,8 mld złotych w formie podatków CIT I VAT. Nie jest więc tak, że to nieokreślone bliżej „społeczeństwo” się składa na pomoc dla branży turystycznej. Wręcz przeciwnie – największe podatki odprowadzają do budżetu państwa właśnie przedsiębiorcy.

Poza tym, nie słyszałem przy okazji ogłaszania innych programów pomocowych czy socjalnych, by rząd podkreślał, że są to pieniądze podatników. Raczej na ogół rząd chwalił się, że „przeznaczył” jakąś sumę na pomoc – z sugestią, że to pieniądze od rządu, a nie od podatników.

Czyżby więc wypowiedź wicepremiera była próbą poróżnienia, podzielenia społeczeństwa? Na przedsiębiorców i branżę turystyczną, której trzeba pomagać i na podatników, z których pieniędzy ta pomoc idzie. Branża turystyczna była już celem „hejtu” – w ubiegłym roku co pewien czas można było przeczytać w mediach masowych i społecznościowych, jakimi to „oszustami”, „zdziercami”, „chciwcami” są hotelarze (bo chcą zapłaty za noclegi), touroperatorzy (bo wywalczyli odroczenie zwrotu pieniędzy klientom), restauratorzy (bo mają rzekomo wysokie ceny), itp. Media masowe lubowały się w wieściach o niesprawiedliwie wysokich cenach nad morzem w górach, nad jeziorami. Przytaczane były głosy rzekomo oszukanych i skrzywdzonych klientów biur podróży.

Sygnał od wicepremiera i ministra odpowiedzialnego za turystykę jest niebezpieczny i populistyczny. Oto według wizji przedstawionej podczas dzisiejszej konferencji, rząd pomaga branży turystycznej, wypruwając z siebie i podatników żyły, a oni mają czelność się burzyć.

Nie namawiam wicepremiera, żeby w ramach solidarności z walczącymi o przetrwanie przedsiębiorcami odmówił sobie przez dziesięć miesięcy wynagrodzenia i ewentualnie ratował się zwolnieniem z ZUS. Gorąco jednak namawiam, żeby próbował zrozumieć, iż stojący nad przepaścią hotelarze, restauratorzy i inni właściciele firm nie są wrogami polskiej gospodarki, nie są buntownikami bez powodu. Ich desperacja nie jest efektem kaprysu. To efekt tragicznej sytuacji ich, ich rodzin, setek tysięcy pracowników. Dramat branży turystycznej, to dramat tych wszystkich ludzi.

Nie jest dobrym argumentem, prawdziwe skądinąd stwierdzenie, że wszędzie w Europie pandemia niszczy gospodarkę. W innych krajach rządy owszem wprowadzają restrykcje, obostrzenia, ale za tym idą dużo skuteczniejsze, efektywniejsze programy pomocowe. W czym nasi przedsiębiorcy są gorsi od zagranicznych? Czy nie płacą od wielu lat podatków? Nie zatrudniają setek tysięcy ludzi? Więc czym zasłużyli na gorsze traktowanie i mniej lub bardziej zawoalowane groźby i wypomnienia, że się im łaskawie pomaga?

Byłoby korzystniej, gdyby strona rządowa zamiast zajmować się działaniami propagandowymi rozpoczęła prawdziwy partnerski dialog z branżami dotkniętymi pandemią i zaproponowała program realnego rekompensowania im strat. Na tych, którzy są pozbawieni pomocy – a jest ich mnóstwo, choćby cały sektor małych firm niezatrudniających pracowników, pominiętych zarówno w „tarczy 6.0” jak i w PFR – groźby ani próby moralnego szantażu już nie działają. Oni nie boją się nawet kar z sanepidu, bo te anulowane zostaną przez sądy. Boją się bankructwa, bezrobocia i nędzy. I chętnie przyjmą mających już dość życia w zamknięciu klientów. Szczególnie że sami przedstawiciele obozu rządowego dają coraz więcej przykładów na to, że restrykcje można skutecznie omijać, a epidemiczne zalecenia premiera – ignorować.

Jarosław Gowin: podatnicy solidarnie wspierają przedsiębiorców, oczekujemy wzajemności

 

 

Adam Gąsior

Redaktor naczelny portalu branżowego WaszaTurystyka.pl


POWIĄZANE WPISY

Privacy Preference Center