Dawid Lasek: to będzie rada szybkiego reagowania. Jeśli się nie sprawdzi, pierwszy zrezygnuję

Dawid Lasek nowym przewodniczącym Rady Ekspertów ds Turystyki
Dawid Lasek na Połoninie/fot. archiwum prywatne

„Szkoda czasu na radę, która miałaby być jedynie fasadą – jeśli ciało to będzie nieskuteczne, jako pierwszy podziękuję za udział w niej. Od pierwszego spotkania trzeba ruszyć z kopyta z pracą. Odbierać sygnały z branży i szybko na nie reagować. Jednym z priorytetów będą badania. Rząd nie może opierać swoich decyzji na tym, że coś się komuś wydaje, albo na nieadekwatnych danych zagranicznych” – mówi nam Dawid Lasek, nowy przewodniczący Rady Ekspertów ds. Turystyki przy Ministrze Rozwoju, Pracy i Technologii.

Adam Gąsior: Dlaczego zgodził się Pan objąć funkcją przewodniczącego Rady Ekspertów ds. Turystyki?

Dawid Lasek: Zgodziłem się, bo uważam, że możemy wspólnie dużo zrobić dla polskiej turystyki. Ja lubię pracować z ludźmi. Znam środowisko turystyczne. Pracowałem w administracji rządowej w innych realiach. Teraz są dużo lepsze. Turystyka została umieszczona w ministerstwie, w którym rozwój jest bardzo ważny. Miejsce zaś turystyki jest tam, gdzie podejmowane są decyzje o rozwoju. Wiem, że rady, których będziemy udzielać, opinie przez nasz wyrażane, cała praca rady, będzie miała większy sens, niż w czasach, kiedy ja pracowałem w Ministerstwie Sportu i Turystyki.

Warto przypomnieć, że najpierw zgodziłem się uczestniczyć w Radzie. Uznałem, że w sytuacji, w której gospodarska turystyczna zmaga się z tyloma wyzwaniami, praca w gronie fachowców może przynieść korzyści. Potem zrezygnował z uczestnictwa w Radzie jej przewodniczący, Marek Kamieński. Otrzymałem propozycję zastąpienia go i wyraziłem zgodę.

AG: Czy ramy czasowe działania Rady są określone?

DL: Dopiero je określimy, wspólnie z departamentem turystyki. Ja przewodniczącym jestem dopiero od 16 lutego. Chciałbym naszą prace rozpocząć jak najprędzej. Poprzednio sam czekałem tydzień bez skutku na powiadomienie o pierwszym spotkaniu Rady.

Teraz już mam adresy mailowe członków Rady i błyskawicznie się z nimi skontaktuję, a po dograniu terminów chciałbym w przyszłym tygodniu zorganizować na zoomie pierwsze spotkanie. Podczas niego chcę porozmawiać o systemie naszej pracy.

Wiemy mniej więcej, czym powinniśmy się zajmować: tematów ważnych jest sporo. Będę chciał wprowadzić efektywny system współpracy, wymiany informacji, komunikacji. Musimy także wiedzieć, po co jest ta rada. Szkoda mi czasu na nią, jeśli miałaby być to jakaś fasada czy parawan dla czyichś działań lub zaniechań.

Trzeba też stworzyć system komunikacji z radą. Ludzie w terenie często wiedzą lepiej, czego branża turystyczna potrzebuje. Musimy zbudować system konsultacji, komunikacji z terenem, prezentacji ich potrzeb.

AG: Jak często rada będzie się spotykać?

DL: Trudno mi decydować za radę. Ja zwołam jak najszybciej pierwsze nasze spotkanie i na nim dopracujemy „architekturę” działania. Wiem oczywiście, jak takie ciało powinno działać i jeśli to będzie nieskuteczne, to będę pierwszą osobą, która podziękuje za udział. Nasza rola będzie precyzyjnie określona i mechanizmy przekazywania naszych propozycji stronie rządowej też muszą być ściśle określone. Na pewno priorytetem będzie dla nas szybkość połączona z jakością działania. Chciałbym sposoby naszego działania, reguły zamknąć w regulaminie, a ten skonsultujemy w swoim pełnym gronie. Porozmawiamy z członkami rady o tym, jak oni sobie wyobrażają pracę i wypracujemy wypadkową. Sądzę, że wszyscy mamy świadomość, że praca rady ma się posuwać szybko do przodu. Rada ma być narzędziem rozwojowym.

AG: Czy jako Rada poradzicie rządowi, żeby wydał trochę pieniędzy i zlecił badania zależności zakażeń COVID-19 od liczby turystów i żeby rząd nie opierał swych decyzji na nieaktualnych badaniach zagranicznych lub własnych domniemaniach?

DL: Trzeba zrobić takie badania jak najszybciej. My w Euroregionie Karpackim bardzo pracujemy nad wszelkimi badaniami. Wiemy, że bez profesjonalizacji i komercjalizacji badań i tworzenia sensownych analiz nie da się prowadzić działalności turystycznej i promocyjnej. Nie da się opracować sensownej strategii. Nie ma zaś sensu robić badań dla samych badań, dla apanaży, satysfakcji profesorów. Turystyka musi być oparta na wiedzy a nie na tym, co się komuś wydaje. Chciałbym stworzyć Radzie silną podgrupę ludzi, którzy zajmują się badaniami. Rząd musi mieć rzetelne informacje. Nie może być tak, że decyzje podejmowane są w oparciu o domysły albo nieadekwatne do naszej sytuacji badania zagraniczne.

AG: Czy Rada powinna przyłączyć się, zaangażować w uświadamianie posłów i senatorów o rzeczywistej roli i wadze turystyki dla polskiej gospodarki?

DL: To jest absolutnie niezbędne. Wiem, że wyświechtane jest mówienie o budowaniu i podwyższaniu świadomości, ale ja mam bardzo dobre, choć trudne, doświadczenia – całe moje dwadzieścia lat pracy w Euroregionie Karpackim, to jest walka o podwyższanie świadomości w terenie. Rada będzie grupą lobbingową. Moją rolą będzie pośredniczenie między tym, co dyktuje życie gospodarki turystycznej a decydentami. Sądzę, że – mimo zawirowań – nadchodzi dobry czas dla turystyki. Ja oddaję się do dyspozycji nie tylko premiera, ministrów czy rady, ale przede wszystkim ludzi w terenie. Ja teren znam, wiem, jak rozmawiać z wójtami, szefami LGD-ów, lokalnymi przedsiębiorcami. Tam jest potencjał, po który chcemy sięgnąć.

AG: Czy Rada będzie powiększona o innych ekspertów?

DL: Będziemy o tym rozmawiać, ale zawsze ktoś będzie czuł niedosyt, że kogoś w radzie nie ma. Z kolei nie ma sensu z niej robić Zjazdu Delegatów Ludowych, sześćset osób nie może skutecznie pracować w takiej radzie. Mam autorski pomysł, którego szczegółów na razie nie zdradzę, w jaki sposób rozszerzyć „w dół” strukturę Rady.

Chcę tak zorganizować naszą pracę, by za pewien czas – trzy miesiące, pół roku, może rok – każdy postrzegał radę jako ważne miejsce na mapie branży turystycznej w Polsce. To ma być rondo, na które wszyscy wjeżdżają, spotykają się, robią kilka okrążeń i wyjeżdżają w swoich kierunkach zasileni nowymi informacjami. Będziemy dopraszać ekspertów. Turystyka jest międzysektorowa, więc potrzebujemy ekspertów z różnych dziedzin, ale będę też proponował zaangażowanie ekspertów terytorialnych, którzy mają wiedzę o specyficznych obszarach.

AG: Na pierwszym spotkaniu Rady, prawdopodobnie jej członkowie przedstawią tematy, którymi chcieliby się zająć w pierwszej kolejności. W rozmowach z naszą redakcją, wymienili oni siedem takich obszarów, które są dla nich priorytetowe. Co będzie według Pana najważniejsze, zajęcie się jakimi problemami będzie ewentualnie pan forsować?

DL: Wszystkie tematy wymienione przez członków Rady są istotne. Ale musimy przeprowadzić ich kategoryzację, zdecydować, które są ważne, a które ważniejsze. Ja mam jedno założenie. Czas zwalania wszystkiego na covid już minął. Covid dał nam lekcję odrabianą na całym przecież świecie, uczy nas, że nic nie jest pewne.

Strategie długofalowe, wieloletnie, dzisiaj muszą być bardzo elastyczne. Wszystkie strategie, nad którymi pracowaliśmy przez ostatnie dwadzieścia lat – także my, w Euroregionie Karpackim – były formatowane na wzorcu unijnym. Były siedmioletnie. Nie neguję sensu budowania strategii, one powinny być nadal tworzone, ale pamiętajmy, że gwarantują one zakładane wyniki, kiedy mogą być realizowane.

Miałem okazję przyjrzeć się pracy Szwajcarów. Oni nie mają długofalowych strategii, wielostronicowych dokumentów z równie obszernymi załącznikami. Oni kierują się rozumem.

Moja strategia, którą buduję w Euroregionie Karpackim, jest oparta na trzech filarach: integracji potencjału, jego komercjalizacji oraz internacjonalizacji. Taką strategię będę proponował jeśli chodzi o myślenie o turystyce przyjazdowej w Polsce. Turystyka przyjazdowa nie zależy tylko od systemu promocji. Ona działa kiedy istnieją profesjonalne produkty turystyczne. Ile jest obecnie takich miejsc, węzłów, które pomagają udawać, że Polska to kraj turystyczny?

AG: Jak Rada może wspomóc budowanie produktów turystycznych?

Uważam, że rolą pro-aktywizacyjną rady będzie powrót do rozmów o przygotowaniu profesjonalnych produktów turystycznych na obszarach, które mają zasoby, ale nie mają wiedzy, pieniędzy, struktur. Powinniśmy o tym rozmawiać.

W Szwajcarii są małe regiony zarządzane przez DMO, w których jest wszystko zintegrowane. Turysta je ser lokalnej produkcji, pije wino lokalne, korzysta z lokalnych atrakcji.

Musimy przestać myśleć i rozmawiać o dwudziestoletnim już systemie POT-ROT-LOT. Czeka nas, jeśli chcemy na poważnie zrobić z Polski profesjonalną, liczącą się destynację turystyczną, przebudowa całego systemu, który tę destynację będzie obsługiwał. Musimy zapewnić zarówno popyt wewnętrzny, jak i zagraniczny.

Wszystkie badania pokazują, że w najbliższych latach będzie dobra koniunktura na bliskie wyjazdy turystyczne, do kilkuset kilometrów. To oznacza między innymi, że jeśli połączymy formaty turystyczne w środkowej Europie, możemy mieć dla turystów na przykład z Azji, ofertę nie do przebicia. Oczywiście będą do nas wtedy liczniej przyjeżdżać turyści ze Słowacji, Węgier, Rumunii.

W Polsce jest dużo niezrozumienia, jeśli chodzi o pojęcie marki turystycznej. Ona rozgrywa się w głowach klientów. Turysta zagraniczny nie widzi różnicy czy jest w Małopolsce czy na Podkarpaciu, nie zauważa kiedy przejeżdża granice regionów, a co dopiero gmin. My musimy mówić o Polsce jako krainie zróżnicowanej. Jeśli stworzymy określone „entry points” do Polski, zróżnicowane pod kątem różnych potrzeb turystów, wygramy.

Oczywiście, będziemy musieli porozmawiać o kwestii finansowania turystyki. Obecnie w dużej części finansowanie w regionach zależy od marszałków. Każde z województw uważa się za turystyczne, każde buduje własną strategię turystyczną i realizuje ją z różnym skutkiem.

Jednak według mnie wyzwaniem będzie przebudowa przestrzeni turystycznej w Polsce. Pod takim hasłem chciałbym rozpocząć dyskusję z wszystkimi interesariuszami. To będzie trudne, bo wymagać będzie złamania dwóch kodów.

Pierwszy z nich jest administracyjny, ciężki nawet na poziomie gminy. Każdy wójt, na którego terenie jest pałacyk drewniany, zabytkowy kościółek czy dąb „Bartek-bis”, mówi, że jego gmina jest turystyczna, choć turystów tam nie uświadczysz.

Drugi kod to kod kadencyjny. Wielu samorządowców myśli kategoriami swojej kadencji i granic swojej gminy. Nie interesuje ich to, co się dzieje tuż za tymi granicami, w najbliższym sąsiedztwie. Nasza praca u podstaw ma przekonać takich ludzi, że warto współpracować, by stworzyć profesjonalne, komercyjne produkty turystyczne.

Chcę, by od pierwszego spotkania Rady, po ustaleniu tematów, którymi się zajmiemy, praca ruszyła z kopyta. To ma być rada szybkiego reagowania. To nie ma być ciało definiowane tylko nazwiskami osób, które w nim zasiadają, ale działające, reagujące. Sygnały, które będą do nas dobiegały z szeroko rozumianej branży turystycznej, będą odbierane i szybko omawiane.

AG: Jakie najważniejsze doświadczenia z pracy w Euroregionie Karpackim, chciałby Pan przenieść do prac w Radzie?

DL: Praca w Euroregionie nauczyła mnie współpracy, partnerstwa, projektowania działań na poziomie międzynarodowym, pracy „ponad granicami” – nie tylko administracyjnymi państwowymi, także mentalnymi, kadencyjnymi. Partnerstwo i budowa zaufania są kluczowe dla sukcesu.

AG: Nawiązując do Pańskiej pracy w Euroregionie Karpackim i współpracy z krajami sąsiedzkimi, chciałbym zapytać, jak postrzega Pan brak promocji na rynkach naszych sąsiadów?

DL: Ceny w Polsce są takie same dla wszystkich. Tyle samo zapłaci za hotel i wstęp do muzeum turysta niemiecki czy brytyjski, co słowacki. Tylko, że pokutuje opinia, że goście ze Słowacji, Rumunii, Czech są mniej cenni, bo ich mniej przyjeżdża. To przypomina trochę słynny paragraf 22. Słowaków przyjeżdża mało, więc nie promujemy u nich Polski, więc nic o nas nie wiedza i nie przyjeżdżają…

Marka karpacka przełamuje właśnie pogląd, że w Polsce nie ma nic interesującego dla sąsiadów. Ona oferuje coś więcej. Podkarpacie może być dla kogoś za mało atrakcyjne, ale w połączeniu z ofertą sąsiadów wygląda zupełnie inaczej. Ostatnio przygotowaliśmy dla chińskich touroperatorów program pakietowy Kraków – Koszyce. Byli zachwyceni. Mamy co najmniej kilka mocnych punktów świadczących za tym, żeby współpracować z sąsiadami.

A jeśli mowa o promocji Polski na Słowacji, to mamy raczej do czynienia z zaniechaniem. Jeśli w Bratysławie nie wiedzą nic o skansenie w Sanoku, trzecim co do wielkości w Europie, to dlaczego Słowacy mieliby do niego przyjechać, chociaż mają blisko? Słowacy, choć to mały naród, jest tak samo ważnym rynkiem, jak inne.

Co chce poradzić Gowinowi Rada Ekspertów?