Jej wysokość, Perła Alp. Konkurencyjne cenowo, dostępne autem i zbiorową komunikacją szwajcarskie Eldorado dla narciarzy

fot. Jarosław Kałucki

Saas Fee zwana jest Perłą Alp nie bez kozery. Jeden z najwyżej położonych terenów narciarskich w Europie u stóp osiemnastu czterotysięczników, z lodowcem, który na treningi przed Igrzyskami w Pekinie wybrało ponad 100 olimpijczyków – to dobra rekomendacja. Ale co czeka tam przeciętnego narciarza?

Saas Fee to alpejska wioska na końcu świata, a w każdym razie w jednym z najwyższych miejsc w Szwajcarii. A z lotniska w Zurychu – przyleciałem tam ze sprzętem narciarskim w cenie podstawowego biletu – do Perły Alp, położonej 250 km dalej i na wysokości 1800 m n.p.m., dotarłem pociągiem i autobusem w trzy godziny.

Połączenia jak w szwajcarskim zegarku

Komunikacja zbiorowa w Szwajcarii osiągnęła poziom kosmiczny. Z lotniska w Zurychu na dworzec kolejowy zjeżdża się windą, a przesiadki wyglądają tak, jakby Wielki Brat wiedział, że jadę z walizką, butami i nartami i przecież nie mogę maszerować w pośpiechu przez cały dworzec kolejowy na przystanek autobusu. Mój pociąg zatrzymuje się na peronie tuż przy dworcu autobusowym, a do przejścia mam jakieś 50 metrów.

To nie pierwsze takie moje doświadczenie. Teraz jechałem z jedną przesiadką, ale kilka lat temu, jadąc z Zermatt na zachodzie Szwajcarii do Lenzerheide we wschodniej części, przesiadałem się aż cztery razy. I? Zero spóźnień, przesiadki w obrębie tych samych peronów, a w pociągach komunikaty dla pasażerów o połączeniach przesiadkowych, zarówno kolejowych jak i autobusowych.

Saas Fee jest wyłączone z ruchu samochodowego. Z dworca autobusowego do hotelu można dotrzeć na piechotę lub elektryczną taksówką, podstawianą przez hotel.

Od pierwszego noclegu mogę również korzystać, na podstawie przysyłanej mailem Saastal Card, z wagoników ciągniętych przez – elektryczną, a jakże – lokomotywę, będącą formą komunikacji zbiorowej w wiosce, autobusów w obrębie doliny (a więc położonych niżej Saas Grund i Saas Amagell). Teraz to wszystko mam na karnet narciarski (380 CHF za  6 dni szusowania), ale w lecie niewątpliwym bonusem jest możliwość bezpłatnego korzystania z tutejszych wyciągów.

fot. Jarosław Kałucki

Mekka olimpijczyków

Do Szwajcarii przyjechałem jednak jeździć przede wszystkim na nartach i przede wszystkim po to, by korzystać  z wyciągów. Zimą obsługują one 150 km nartostrad. I to jakich! Lodowiec nad Saas Fee to ulubione miejsce treningów czołowych alpejczyków. Wioska szczyci się tym, że przed Zimowymi Igrzyskami w Pekinie trenowało tu ponad 100 sportowców, a 41 z nich zdobyło medale olimpijskie.

Myślicie, że mieszkają oni w superluksusowych hotelach ze szkła i betonu? W Saas Fee jest tylko jeden taki okrąglak, ale ma raptem tylko cztery piętra. Cała miejscowość ma cudowny, alpejski charakter, a najwyższym w niej obiektem jest katolicko – protestancki kościół, który, niczym stadion piłkarski San Siro w Mediolanie, dzielą pomiędzy siebie przedstawiciele konkurencyjnych wyznań.

W niewyróżniającym się czymś specjalnym rodzinnym hotelu Ambiente właściciel podczas wieczornej pogawędki przy kolacji wspomina, że miesiąc temu nocowała tu słowacka gwiazda narciarstwa alpejskiego, mistrzyni olimpijska z Pekinu Petra Vlhova, jesienią był też norweski alpejczyk Hendrik Kristoffersen, a gdy z niedowierzaniem kręcę głową, przynosi kalendarz ścienny – na karcie z grudnia 2016 na zdjęciu pomiędzy nim i żoną przy barze rozpoznaję Mikaelę Shiffrin, amerykańską supergwiazdę narciarstwa, która ma najwięcej zwycięstw w alpejskim Pucharze Świata w historii tej dyscypliny. Skąd takie gwiazdy w hotelu państwa Bumann? Niestety, zamiast odpowiedzi zderzam się z legendarną szwajcarską dyskrecją.

Shiffrin mówi jak jest

Shiffrin była wśród tej setki sportowców, którzy trenowali tu przed Igrzyskami w Pekinie. I zwierzała się reporterowi dziennika Walliser Bote, że oprócz koncentrowania się na skrętach i bramkach akurat tu warto rozejrzeć się wokół, bo  Saas Fee to jedno z tych miejsc, w których trenuje się w niezwykłych okolicznościach przyrody.

Mikaela nie kłamała, myślę sobie gdy z podziemnej kolejki Metro Alpin wychodzę na nartostradę zaczynającą się na wysokości 3500 m n.p.m. Słońce jest niemal na wyciągnięcie ręki, pod nartami skrzypi śnieg, a stoję niejako we wnętrzu korony, którą tworzy 13 czterotysięczników (w sumie dolinę Saastal otacza ich aż osiemnaście). Szczyty najlepiej widać z restauracji Mittelallalin, która w ciągu godziny obraca się o 360 stopni. Ja jednak na razie głodny jestem jazdy na nartach, wszak wracam na te trasy po kilkunastu latach przerwy. Nie mogę doczekać się zwłaszcza powrotu na Weisse Perle, czarną „trzynastkę”, ale czeka mnie rozczarowanie – trasa została niestety zamknięta. A przy restauracji, gdzie był początek tej nartostrady, już nie wystawiają na śnieg palm…

Na szczęście to jedyne rozczarowania w Saas Fee. 100 km nartostrad tutaj i kolejne 50 w położonym o 5 minut jazdy skibusem Saas Grund to pełna satysfakcja z jazdy. Jednak w Saas Fee słabiej jeżdżący muszą pilnować, by z lodowcowego plateau do miejscowości zjeżdżać kierując się na stacje Fellskin i Morenia. Tędy da się zjechać kombinacją niebieskich tras, które jednak często przetkane są całkiem sporymi stromiznami.

fot. Jarosław Kałucki

Obłędne widoki i traktor z Kingsajzu

Odradzałbym im jednak zjeżdżanie do dołu od górnej stacji kolejki Langfluh przez Spielboden. Od obrotowej restauracji aż do tej pierwszej, nartostrady na lodowcu Fee są bajecznie szerokie, a po kilku bardziej stromych odcinkach spłaszczają się wzdłuż imponującego jęzora, przypominającego ślad gąsienic po gigantycznym traktorze. A dalej, przy górnej stacji zabytkowej kolejki Langluh, widok zarówno na czterotysięczniki, od Monte Rosy (4634 m n.p.m.) po Dom (4545 m n.p.m,) jak i leżącą 1000 metrów niżej wioskę, są obłędne. Tu dopiero człowiek rozumie, dlaczego ta stacja narciarska to Perła Alp.

Słabsi narciarze, dojechawszy do tego miejsca i zrobiwszy sobie pamiątkowe zdjęcie przy wielkich, wbitych w śnieg literach, tworzących napis Saas Fee, powinni albo wspiąć się z powrotem do góry orczykiem, albo zjechać kolejką do stacji Spielboden. W ten sposób ominą naprawdę wymagające stromizny, na których dodatkowym utrudnieniem jest to, że opadają na jedną stronę i trzeba jechać tu mocno nierytmicznym skrętem.

Za to tereny przy dolnych stacjach gondolek to istny raj dla stawiających pierwsze kroki na nartach. Orczyki obsługują płaskie trasy, na których wszechobecna jest atmosfera beztroskiej zabawy na śniegu.

Zajrzeć do wnętrza lodowca

Ile czasu zajmuje zjazd spod położonej najwyżej na świecie obrotowej restauracji do wioski? Różnica poziomów jest imponująca, to 1800 m. Nie warto się spieszyć, tak jak robią to uczestnicy legendarnego Allalin Race. Pod koniec marca po raz 41. ruszą 9-kilometrową trasą o największej różnicy poziomów na świecie, do wioski, rozpędzając się nawet do 140 km na godzinę. Ale to i tak nic w porównaniu z tymi, którzy brali udział w pierwszych wyścigach. Ci nie startowali spod obrotowej restauracji wyratrakowanymi szlakami, lecz wspinali się na szczyt Allalin i z wysokości 4027 m n.p.m. mknęli nieprzygotowanymi zboczami do położonej ponad 2200 m niżej wioski.

Zamiast gnać na złamanie karku, lepiej wrócić do stacji Mittelallalin, na samej górze i zajrzeć do wnętrza lodowca Fee. Do największego na świecie lodowego pawilonu prowadzi sztolnia o długości 70 metrów. W grocie o wielkości ponad 5,5 tys. m3 znajdują się  lodowe rzeźby i zmieniające się wystawy okresowe.

Obowiązkowy punkt to wizyta w obrotowej restauracji MIttelallalin. Czy w bezpośrednim sąsiedztwie czterotysięczników jest drogo? Sami oceńcie. Ja na lunch wziąłem Walliser Bauernsuppe – coś w rodzaju zupy jarzynowej z ogromną kiełbasą, faszerowaną dodatkowo serem oraz rivellę – taką szwajcarską colę, napój robiony z serwatki. Zupa 13 CHF, rivella 4,5 CHF. Rivellę wypiłem do końca, zupy nie byłem w stanie dojeść.

Szwajcarskie stereotypy

Ja do Saas Fee dotarłem komunikacją zbiorową, ale dojazd samochodem – to preferowany rodzaj transportu wśród narciarzy – jest tu wygodniejszy niż do włoskich, popularnych stacji narciarskich jak Bormio, Livigno, Predazzo Czy Madonna di Campiglio, leżących w podobnej odległości od Polski co Saas Fee. Jednak, według statystyk Travelplanet.pl, Szwajcaria pozostaje daleko za Włochami w rankingu popularności wśród narciarzy.

Rządzi stereotyp postrzegania Szwajcarii jako drogiego kraju na narty, choć benzyna jest tu ciut tańsza niż we Włoszech, karnety w zbliżonych cenach, a w styczniu lutowe terminy ferii w dolinie Saas można było zarezerwować w okolicach 2000 zł (tygodniowy pobyt ze śniadaniami i obiadokolacjami).

Jest też inny stereotyp: narty w Szwajcarii to swego rodzaju egzotyczny wypad zimowy, którym można pochwalić się tak jak spędzeniem wakacji na Malediwach, a nie w Egipcie.