Andrzej Gut-Mostowy o sezonie turystycznym 2023: wzrost ruchu, trendy podróżnicze i przyszłość polskiej turystyki

Andrzej Gut-Mostowy, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki w rozmowie z Marzeną Markowską ocenia sezon 2023 jako udany dla polskiej turystyki, zauważając wzrost ruchu zarówno w turystyce krajowej, jak i wyjazdowej. Opowiada o sukcesach, wzroście zainteresowania turystów z różnych krajów oraz planach promocyjnych na przyszłość, kładąc nacisk na zmieniające się trendy podróżnicze i rosnące oczekiwania turystów.

MM: Na początek spróbujmy podsumować sezon 2023. Czy uważa go Pan za udany dla polskiej turystyki, szczególnie dla turystyki krajowej? A może mogłoby być lepiej?…

Andrzej Gut-Mostowy: Wszystkie dostępne dane potwierdzają, że tegoroczny sezon turystyczny możemy uznać za dobry. W segmencie turystyki krajowej statystyki dotyczące obłożenia w obiektach noclegowych w tym roku wskazują na kilkunastoprocentowy wzrost. W obrębie całej krajówki ruch turystyczny był co najmniej o kilka procent większy niż w roku ubiegłym. Przykładowo dane dotyczące wejść do parków narodowych są jeszcze lepsze, co pokazuje, że Polacy chętnie korzystają z turystyki aktywnej. To bardzo dobry prognostyk na przyszłość. Jeśli chodzi natomiast o turystykę wyjazdową, to możemy mówić o prawdziwym boomie – według danych niektórych touroperatorów jeszcze przed sezonem wakacyjnym rezerwacje wskazywały na wzrost nawet o 40–50 proc., w miarę bezpiecznie można więc założyć, że wzrost w tym segmencie turystyki wyniósł ok. 30 proc.

Odnosząc się natomiast turystyka przyjazdowej, śmiało można powiedzieć, że wynik nie tyle był dobry, co bardzo dobry. Statystyki to potwierdzają. Ruch turystyczny z takich krajów jak Słowacja czy Węgry zwiększył się o 40–50 proc., z Czech liczba gości się podwoiła. Równie dobre wyniki odnotowaliśmy na rynkach: amerykańskim i niemieckim – liczba turystów przyjeżdżających do Polski wróciła prawie do poziomu przedpandemicznego. Wszystko to napawa optymizmem, a czynniki, które mają bezpośredni wpływ na ten segment, będą także liczyć się w przyszłości: jesteśmy atrakcyjni cenowo, zwiększyła się dostępność komunikacyjna, mamy wiele atrakcji turystycznych, duże możliwości w zakresie turystyki aktywnej: m. in. rowery, kajaki. Można powiedzieć, że sytuacja w turystyce przyjazdowej poprawiła się w tym sezonie przynajmniej o ok. 30 proc.

MM: Pozostając jeszcze w temacie przyjazdówki – jak obecnie wygląda sytuacja regionów, które w dużej mierze polegały na turystach ukraińskich i rosyjskich? Czy zamknięcie tych rynków odbiło się na ich działalności?

AGM: Pamiętajmy, że turyści rosyjskojęzyczni, którzy odwiedzali Polskę, to przede wszystkim goście z Ukrainy i Białorusi. Takie przynajmniej były moje obserwacje z terenu Małopolski. Co ważniejsze, w tegorocznym sezonie zimowym – co pokazują dane – gościliśmy u nas bardzo wielu turystów zza wschodniej granicy.

MM: W Zakopanem obserwujemy fenomen napływu turystów z krajów Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej. Czy jest szansa, że w działaniach promocyjnych ministerstwo położy większy nacisk na rynki, tak żeby również inne polskie regiony mogły skorzystać na tym trendzie?

AGM: Przede wszystkim chciałem podkreślić, że popularność Zakopanego i Małopolski jest kontynuacją działań i trendów, które zaistniały jeszcze przed pandemią. Wzrost liczby turystów z Bliskiego Wschodu obserwujemy tu od ok.  4–5 lat.  Po pandemii możliwy był szybki powrót bliskowschodnich turystów na Podhale, gdzie mieli już rozpoznany rynek, bazę noclegową i gastronomiczną. Nie mniej ważnym czynnikiem było sprawne uruchomienie połączeń z lotniska w Balicach.

Ta popularność cieszy. Nawet teraz, po sezonie, widać w Zakopanem całe rodziny ubrane w stroje arabskie, spacerujące po Krupówkach. Co ich przyciąga? Szukają przede wszystkim przyrody, zieleni, gór, a dodatkowo łatwo stąd dostępne są miasta jak Kraków, Wieliczka czy Oświęcim. Wielką popularnością cieszy się także spływ Dunajcem, tym bardziej że turyści z Bliskiego Wschodu – jak wynika z moich rozmów z flisakami – najchętniej podróżują w czasie deszczu.

MM: Czy to będzie dalszy kierunek działań promocyjnych ministerstwa? Z rozmów przeprowadzonych na targach w Dubaju można wysnuć wniosek, że turyści z Bliskiego Wschodu zupełnie nie znają innych miejsc na mapie Polski.  Mamy przecież inne regiony bogate w walory przyrodnicze, myślę tu np. o Podlasiu. Może takie produkty także warto promować na tych rynkach?

AGM: To naturalne, że inne regiony chciałyby skorzystać z tego trendu. Jednak o tym, czy dany kierunek będzie cieszył się popularnością, przede wszystkim decydują turyści, a następnie touroperatorzy, którzy szacują zapotrzebowanie klientów na nową ofertę. Myślę, że na razie większe szanse na zyskanie rozpoznawalności na rynkach Bliskiego Wschodu mają te regiony, których atmosfera przypomina Podhale, a więc regiony górskie: Żywiecczyzna, Podkarpacie, może Dolny Śląsk. Warunkiem jest oczywiście dobre połączenie lotnicze z korzystną lokalizacją lotniska. Jeśli jednak któryś z regionów chciałby skierować tam swoją promocją i ma realną szansę na sukces, to za pośrednictwem Polskiej Organizacji Turystycznej na pewno otrzyma wszelkie wsparcie.

MM: Wakacje przyniosły jeszcze jeden ciekawy trend w turystyce przyjazdowej, a przynajmniej tak wynika z doniesień mediów. Mowa tu o zachwycie Czechów polskim Bałtykiem. Czy statystyki potwierdzają, że to zainteresowanie było większe?

AGM: Zdecydowanie tak. Pamiętajmy, że działania ukierunkowane na ten rynek trwały już od jakiegoś czasu. W czerwcu oficjalnie otwarto ośrodek POT w Pradze, ale kampanie promocyjne rozpoczęto dużo wcześniej. Pracował nad tym świetny zespół składający się z Czechów, którzy zawodowo związani są z turystyką od lat, mają dobre rozeznanie na rynku. To oni wskazali na zainteresowanie Czechów wyjazdami nad wodę – głównie nad Bałtyk, ale także na Mazury. Drugim magnesem są kajaki – z tym rodzajem aktywności Czesi mają kontakt od najmłodszych lat, prowadzone są m.in. zajęcia w szkole, nic dziwnego, że szukają ich również w trakcie urlopu.

Dochodzimy do bardzo ważnej kwestii – co sprawiło, że Bałtyk nagle zaczął przyciągać naszych sąsiadów zza południowej granicy? Oferta nad Bałtykiem aż tak się nie zmieniła. Jednym z czynników mógł być np. wzrost cen w Chorwacji, ale myślę, że przyczyny trzeba szukać gdzie indziej i o tym mówili sami Czesi. Mianowicie zdecydowanie skrócił się czas podróży. W tej chwili z Czech nad Bałtyk, dzięki nowym autostradom i drogom szybkiego ruchu, można dojechać w kilka godzin. To pokazuje, jak fundamentalne znaczenie ma dostępność komunikacyjna – ja uznałbym ją nawet za czynnik strategiczny. We współczesnym świecie czas to pieniądz. I o ile kilkadziesiąt lat temu turystyka była domeną ludzi dojrzałych, z ustabilizowaną sytuacją finansową, odchowanymi dziećmi, to obecnie podróżują także ludzie młodzi – aktywni zawodowo, mający rodziny, dużo bardziej ceniący czas przeznaczony na urlop. To też napawa optymizmem, bo ta grupa za 10-20 lat nadal będzie uczestnikiem przemysłu czasu wolnego. Ale z drugiej strony – ich oczekiwania, chociażby wobec czasu, który trzeba spędzić na dotarcie do miejsca wypoczynku, również się zmieniają.  Oczywiście liczą się także inne czynniki, jednak moim zdaniem dostępność komunikacyjna stała się fundamentem każdego segmentu turystyki. Na szczęście Polska w dziedzinie komunikacji w ostatnich latach zrobiła wiele. I oprócz prostego przełożenia na codzienne życie mieszkańców, poprawa komunikacji jest silnym czynnikiem wzmacniającym turystykę – podróżowanie po Polsce stało się dużo prostsze, łatwiejsze, a co za tym idzie – przełożyło się na przyzwoity wynik turystyki krajowej.

MM: Gdyby miał pan rekomendować kierunki naszej strategii w zakresie promocji na rynkach zagranicznych w najbliższych latach, na jakie rynki powinniśmy położyć największy nacisk?

AGM: Na działalność promocyjną zawsze patrzę z punktu widzenia efektywności tych działań, nawet biorąc pod uwagę, że w promocji turystycznej trudno o precyzyjne szacunki. Wychodzę z założenia, że swoje działania powinniśmy koncentrować tam, gdzie mamy największe szanse zdobyć serca i umysły potencjalnych klientów. Przejawem takiej strategii było np. uruchomienie trzech nowych zagranicznych ośrodków POT (ZOPOT-ów): w Pradze – z ukierunkowaniem na rynek czeski i słowacki, Budapeszcie – rynek węgierski z możliwością rozszerzenia zasięgu działań na inne kraje bałkańskie oraz w Tel Awiwie, na rynek izraelski. Ten ostatni ośrodek wydawał się szczególnie długoterminowo perspektywiczny ze względu na różne czynniki, ale także w zakresie ożywienia turystyki z Izraela do Polski. Na tej liście zabrakło np. ośrodków na Litwie i na Łotwie, a okazało się ruch turystyczny z tych kierunków zwiększył się o 40 proc.

Jak pokazał czas, wspomniane rynki rzeczywiście wykazały się największym potencjałem wzrostu, co oznacza, że dobrze ukierunkowaliśmy nasze działania promocyjne. Moim zdaniem dalsze kampanie powinny być skierowane na rynek skandynawski, tradycyjnie ważny jest także rynek niemiecki i w dalszej kolejności pozostałe rynki europejskie – Francja i Wielka Brytania. Na pewno nie możemy w naszych działaniach pomijać rynków amerykańskiego i kanadyjskiego. Natomiast kraje Dalekiego Wschodu wymagają pogłębionych analiz. Musimy pamiętać, że turyści z Dalekiego Wschodu często podróżują, budując pewnego rodzaju szlak europejski. I tak przed pandemią obecność chińskich turystów w Małopolsce zawdzięczaliśmy włączeniu Krakowa do stałej trasy turystycznej biegnącej przez Pragę, Podhale, Wiedeń. Duża w tym rola touroperatorów, którzy badają rynek, sprawdzają możliwości i na tej podstawie budują dopiero ofertę. Właśnie dlatego blisko współpracujemy z branżą turystyczną – to fundament przyszłych działań promocyjnych.

MM: Mamy za sobą wybory, kończy się kadencja obecnego rządu. Jak ocenia Pan działania ministerstwa w tym okresie? Co Pana zdaniem można uznać za sukces, z czego jest Pan najbardziej zadowolony?

AGM: Zapewne się powtórzę, ale minione cztery lata w turystyce były – delikatnie mówiąc – wymagające. Przetrwaliśmy pandemię, wybuchła wojna w Ukrainie, teraz kolejny konflikt ma wpływ na nasz sektor. Mimo to dużo udało się osiągnąć – do największych sukcesów zaliczyłbym bon turystyczny, powołanie Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego, a właściwie Turystycznego Funduszu Zwrotów i Funduszu Pomocowego. W trakcie kadencji uruchomiliśmy w sumie pięć programów tarcz pomocowych, które wymagały zaangażowania legislacyjnego i finansowego. Te formy wsparcia polskiej turystyki przyniosły efekty, pozwoliły branży przetrwać okres pandemii. Jeżeli średnia europejska upadłości biur podróży wyniosła 20-30 niewypłacalności, u nas było to poniżej 10. Oznacza to, że nasz system zadziałał, co potwierdzają chyba wszyscy najważniejsi gracze polskiego rynku turystycznego.

W związku z kryzysem w Izraelu uruchomiony został Turystyczny Fundusz Pomocowy. Jako departament turystyki trzymamy rękę na pulsie, jesteśmy w stałym kontakcie z Polską Izbą Turystyki, która monitoruje sytuację, a za jej pośrednictwem z touroperatorami. Wiemy, gdzie przebywają turyści, z którym biurem wylecieli, jakie mają potrzeby. To efekt współpracy i jest to sfera, którą udało się wspólnie – branża, władza państwowa, służby dyplomatyczne – wypracować. W końcu po to powstał Turystyczny Fundusz Pomocowy – by stanowić wsparcie dla biur podróży na wypadek nieprzewidzianych sytuacji jako pewnego rodzaju bufor bezpieczeństwa dla touroperatorów. Warto podkreślić, że Polska jest jednym z nielicznych państw UE, które wprowadziły to rozwiązanie gwarantujące bezpieczeństwo. To kolejny dowód na to, że nasze projekty sprawdzają się w praktyce.

Zakładając, że nie czekają nas kolejne niespodzianki i turystyka znajdzie się w okresie spokojnego systemowego rozwoju, w kolejce czekają: wprowadzenie opłaty turystycznej i dalsze regulacje dotyczące najmu krótkoterminowego, które będą następstwem wprowadzenia przepisów europejskich. To są dwie najważniejsze kwestie, nad którymi prace powinny być kontynuowane i z punktu widzenia legislacyjnego trzeba jak najszybciej rozpocząć.

Materiał partnera