„Kończ Waść, wstydu oszczędź” nie działa na Podlasiu, czyli zarządzanie kryzysowe w wydaniu urzędników

Stanisław Derehajło Polskie Radio
Wicemarszałek Stanisław Derehajło w Polskim Radio Białystok / fot. Youtube

„Miała być promocja województwa, że zacytuję, a tu d.pa wyszła” – zagaja Stanisława Derehajło dziennikarz Radia Białystok. „Ha, ha, ha, zobaczcie, no i mamy teraz dużo tekstów kruszwilowych” – cieszy się wicemarszałek. Ta rozmowa, podobnie jak film Kruszwila – parafrazując popularny serwis z fikcyjnymi newsami – nie została zmyślona.

Chcieliśmy dziś już przestać pisać o „Kruszwilgate” na Podlasiu, ale władze województwa podlaskiego nam to poważnie utrudniają. Pokazują, że opłacić prezentujący żenujący poziom film to jedno, ale zarządzać kryzysem wizerunkowym w równie żenujący sposób – to drugie. Tekst trafia do rubryki „Jaś Wędrowniczek”, bo już tylko tu, w rubryce satyrycznej, widzimy dla tego tematu miejsce.

Opublikowanie przez nas informacji o tym, że podlaski UM zapłacił ok. 50 tys. zł za wulgarną produkcję popularnego, tworzącego patologiczne treści youtubera, rozpętało medialną burzę. O sprawie napisały najważniejsze media w kraju, a w województwie podlaskim zawrzało.

Najpierw zaczęło się szukanie winnych – marszałek przeprosił za całą sprawę, ale odciął się od niej, próbując zrzucić odpowiedzialność za jednego z podwładnych (Michała Podbielskiego), który już w urzędzie nie pracuje. Ten ripostował, że chwila, moment, dopiero teraz dowiedział się, iż film Kruszwila był powodem jego zwolnienia. I że owszem, zatrudnił youtubera „Lorda Kruszwila”, ale za zgodą i wiedzą swoich przełożonych z zarządu województwa. A za departament, który wydał pieniądze, odpowiadał wtedy wicemarszałek Stanisław Derehajło.

Jakby mało było publicznych przepychanek między osobami związanymi z UM, dzień później w sprawę zostaje wciągnięty nawet temat Finału WOŚP – a to za sprawą władz miasta Białystok. Jego wiceprezydent wdaje się w publiczną dysputę z marszałkiem, panowie zabawiają się w docinki w mediach społecznościowych. Tematem jest odpowiedzialność za opłacenie produkcji „Kruszwila”.

 

Wiceprezydent Rafał Rudnicki zżyma się, że UM opłacił youtubera, zamiast wesprzeć WOŚP, widząc tutaj jakiś niewidoczny dla reszty kraju związek. Marszałek Artur Kosicki, na swoim oficjalnym profilu, odpisuje, że być może, ale za to w Białymstoku „wpuszczacie do Stawów Marczukowskich karpie”. A tak w ogóle to zatrudniliście zwolnioną z UM osobę, która zamówiła ten film.


„A umowę w imieniu zarządu województwa to podpisywały duchy” – ripostuje wiceprezydent Rudnicki, a reszta kraju patrzy jak w „komciach na fejsie” dogryzają sobie podlaskie polityczne elity.

Internauci zaopatrzyli się w popcorn i słusznie, bo wisienką na torcie tego wybitnie prowadzonego zarządzania kryzysowego jest wywiad udzielony przez Stanisława Derehajłę Polskiemu Radiu Białystok. Niepomny przeprosin wygłoszonych przez marszałka Artura Kosickiego, wicemarszałek zaczyna… bronić decyzji o zatrudnieniu „Kruszwila”. Wywiad zaczyna się właśnie konstatacją, że dzięki produkcji mamy teraz „teksty kruszwilowe”. A dalej jest już tylko lepiej.

Dowiadujemy się, że film miał „walczyć ze strasznymi memami o Podlasiu” i że do odbiorców tych treści „trzeba mówić ich językiem”. Wicemarszałek przyznaje, że zgadzając się na kampanię nie zapoznał się z wcześniejszymi produkcjami „Kruszwila”. Widział za to sam film o Podlasiu, ale zaakceptował go „nieświadomie”, a w doborze wykonawcy bazował na „doświadczeniu dyrektora Podbielskiego”.

Zapytany przez dziennikarza o to, czy dziś również zdecydowałby się na dopuszczenie do opublikowania takich treści, odpowiada, że nie wie: „Na pewno byśmy o tym rozmawiali, zdecydowanie szerzej”.

Wicemarszałek broni się, że film nie miał kreować wizerunku regionu, lecz być odpowiedzią na memy. „Jeśli mówimy do ludzi, którzy wypowiadają się takim samym językiem, nie możemy mówić do nich: „Dzień dobry Państwu, witamy serdecznie na pięknym Podlasiu.” To była próba nawiązania polemiki ze środowiskiem memowskim (sic!).”

Podkreśla, że grupą docelową były dzieci i stawia tezę, że to one odpowiadają za decyzje wyjazdowe swoich rodziców. Dopiero potem dopada go refleksja, że niepokojące jest, iż idolem młodzieży jest taka osoba jak „Lord Kruszwil”, postać kreowana przez youtubera Marka Kruszela. Nie jest w stanie jednak skutecznie wyjaśnić, dlaczego tak szokujące treści zostały wsparte z publicznych środków. Dopada go refleksja, że być może zmienić należałoby język, którym posługują się bohaterowie filmu.

Dlaczego w takim razie zaakceptowano to osiem miesięcy temu? „Bo informacje jakie do nas spływały było takie, że inne słownictwo straci wiarygodność w środowisku, do którego to adresujemy. Odbiorcy po prostu nie zrozumieją, co chcemy przekazać. Takim słownictwem, w tej sferze, do której nie mamy i nie będziemy mieli dostępu, się posługują. Sugestie dyrektora Podbielskiego były takie, że jeśli to zmienimy, to nie ma sensu robić tego filmu.”

Niestety, wniosek, że „nie ma sensu robić tego filmu” nie wybrzmiał dostatecznie głośno zanim zdecydowano się wydać na projekt 50 tys. zł.

Wicemarszałek podkreśla, że jednak się opamiętano i nie kontynuowano współpracy z „Kruszwilem”. I zadaje sakramentalne pytanie – „Dlaczego akurat teraz to wypłynęło?” Sugeruje m.in., że pojawienie się obecnie tego tematu to zasługa samego youtubera, który chciał sobie „podbić oglądalność.”

Z niejaką dumą podaje, że pierwotnie opublikowany film miał kilkaset tysięcy wyświetleń w ciągu kilku dni.

„To jest coś takiego, czego województwo podlaskie nigdy nie miało” – dodaje.

Niezaprzeczalny to fakt, ale czy na pewno chciało mieć?