Malmoe – miasto bardzo multikulturalne

Jest kameralne a jednocześnie kosmopolityczne – z najwyższym wieżowcem w Skadynawii, muzeami i galeriami dokumentującymi światowe dziedzictwo. Jeśli Malmoe zamieszkuje aż 140 narodowości to nie może zabraknąć tu międzynarodowych akcentów. Tym polskim jest sok z kiszonej kapusty. Ale wcale nie w jednej z restauracji, których tu najwięcej w Szwecji na mieszkańca.

Do trzeciego co do wielkości miasta w Szwecji docieram promem i własnym autem, ale poznaję je z siodełka rowerowego oraz łódki. Ten drugi punkt uważam za obowiązkowy – podróż kanałami przecinającymi miasto to trzy kwadranse oglądania zabytków i parków z nieoczywistej perspektywy, ale za ok 80 zł w bonusie dostajemy skrzącą się dowcipami opowieść o dawnej i najnowszej historii Malmoe. Z opowieścią o królu Oskarze, dla którego specjalnie zbudowano pałac wraz z ogromnym parkiem a on, niewdzięcznik, wypiął się na miasto bawiąc tu krótko. O Zlatanie Ibrahimovicu, urodzonej tu megagwieździe piłki nożnej światowego formatu, któremu postawiono pomnik, a on swe i pieniądze ulokował w sztokholmskim klubie, będącym odwiecznym rywalem Malmoe FF. I wreszcie o najbardziej lokalnej potrawie, którą jest falafel.

Miasto 140 języków

Kto wgłębi się bardziej w najnowszą historię gospodarczą Malmoe, zrozumie skąd ten falafel. Miasto zamieszkuje 140 narodowości, które mówią tylomaż językami.

To m.in. efekt największej w dziejach Malmoe – a może i całej Szwecji – gospodarczej transformacji. W połowie lat 90. XX wieku, gdy upadał przemysł stoczniowy) postanowiono, że miasto stanie się ośrodkiem nowoczesnych technologii. Tak Malmoe z zaniedbanego, borykającego się z bezrobociem i kojarzonego z upadkiem przemysłu stoczniowego miasta stało się nowoczesnym centrum edukacyjnym, kulturalnym i turystycznym.

A kiedy 25 lat temu miasto połączono z Kopenhagą mostem nad cieśniną Sund, stało się świetnym punktem wypadowym do stolicy Danii, oddalonej od Malmoe raptem o 16 km. To bliżej niż przejazd tramwajem z jednego końca polskich metropolii na drugi.

Przejazd słynną z serialu „Most nad Sundem” konstrukcją to doznanie samo w sobie, ale w tym wypadku lepiej wybrać pociąg. Znalezienie miejsca do parkowania w Kopenhadze to wyzwanie finansowe i logistyczne. A w cenie biletu kolejowego mamy transport publiczny w stolicy Danii.

Burj Khalifa Skandynawii

Do Malmoe (choć właściwie do Trelleborga) dotarłem promem TT-Line typu Green Ship i pozostawiłem 5 razy mniej śladu węglowego, niż gdybym przyleciał tu samolotem. Podświadomie wpisałem się w jeden z najważniejszych priorytetów miasta znanego z innowacyjnych i ekologicznych rozwiązań, np. 98 procent odpadków restauracyjnych przerabia się tu na paliwo do miejskich autobusów.

A jest skąd je brać. W 700-tysięcznym Malmoe restauracji na mieszkańca jest więcej niż gdziekolwiek indziej w Szwecji – od wykwintnych, z lokalną kuchnią i gwiazdkami Michelina, po bistra z kulinarnymi wpływami m.in. z Francji, Włoch, Turcji Indii, Japonii, Korei, Meksyku, Libanu, Iranu, gdzie obiad kosztuje tyle co w polskiej galerii handlowej.

Symbolem miasta XXI wieku jest powstała na gruzach portu dzielnica Vastra Hamnen – miasta jutra. To prawdziwa gratka dla amatorów współczesnej architektury. Są tu zarówno stylowe bloki mieszkalne z widokiem na morze, jak i maleńkie, otoczone ogrodami i tarasami domy jednorodzinne a nawet domy na wodzie.

Ale najważniejsza tutejsza budowla Turning Torso. Złośliwi mówią, że skręcona spiralnie wieża wysokości 190 metrów (najwyższy budynek w Skandynawii), zaprojektowana przez hiszpańskiego architekta Santiago Calatravę to lokalny Burj Khalifa, drapacz chmur na miarę skandynawskich rygorów architektonicznych.

Tę dzielnicę przyszłości najlepiej widać w całości z oddalonego o 2 km pomostu, wiodącego do kąpieliska Ribersborg, jednej z najstarszych zimnych łaźni na świeżym powietrzu w Szwecji. Ma wygląd, charakterystyczny dla architektury nadmorskiej przełomu XIX i XX w. i jest jednym z najlepiej zachowanych i wciąż działających takich obiektów w kraju. Zbudowano je w 1898 r. Składa się z dwóch części kąpielowych, damskiej i męskiej, części gastronomicznej oraz pięciu saun. Dookoła basenów i tarasu słonecznego biegną pomosty, z których najdłuższy mierzy 170 m długości.

Apteka jak z Hogwartu

Ale prawdziwe zagłębie turystycznych atrakcji znajdziecie w ścisłym centrum miasta, pomiędzy placamiLilla Torg i Stortorget – najstarszego placu w Malmö, przy którym stoi jeden z najciekawszych zabytkowych budynków miasta: XVI wieczny Ratusz. Przy Stortorget znajduje się też pomnik króla Szwecji Gustava Adolfa.

Jest też zjawiskowa apteka Lejonet przy pasażu o tej samej nazwie. Gdyby Joanne Rowling trafiła tu a nie do księgarni w Porto, miałaby równie poważną inspirację do opisania detali Hogwartu w bestsellerach o Harrym Potterze. Obecny kształt uzyskała pod koniec XIX wieku. Wnętrze w stylu art nuveau zdobią misternie rzeźbione drewniane półki, pełne zabytkowych butelek z lekarstwami. Szklany sufit rozświetla przestrzeń i dodaje aptece wręcz pałacowego charakteru zaś urok podkreślają rzeźby przedstawiające cherubiny jako aptekarzy.

Apteka powstała w czasach, gdy Malmoe należało jeszcze do Danii. W 1571 roku król Fryderyk II nadał pierwsze znane przywileje tutejszemu aptekarzowi. W latach 20. XX wieku była pierwszym w Szwecji miejscem, gdzie produkowano insulinę.

Ślad Lennona i „Ibry”

Tuż przy aptece natkniecie się na Orszak Optymistów. To dziewięciu muzyków w ruchu, każdy z nich gra na innym instrumencie, a ich naturalnej wielkości sylwetki, wykonane z brązu, są lekko karykaturalne, pełne ekspresji i humoru. Muzycy wyglądają, jakby grali z pasją i entuzjazmem. To jedno z najczęściej fotografowanych miejsc w Malmoe przez turystów i najczęstszy punkt spotkań dla mieszkańców.

Na moście Dawidshalls Buty wręcz spadają z wrażenia na widok innego artystycznego konceptu Asy Marii Bengtsson. Dziewiętnaście par trzewików, drewniaków sztybletów i czółenek z brązu, rozrzuconych, jak gdyby ktoś je właśnie zezuł je po spacerze to hołd złożony szwedzkim artystom z różnych epok.

Innym ciekawym pomnikiem jest rewolwer z lufą zawiązaną na supeł. „Non-Violence” to jedno z najbardziej symbolicznych dzieł sztuki współczesnej, które można zobaczyć również w Malmoe. To replika – oryginał autorstwa Carla Fredrika Reuterswarda stoi przed siedzibą ONZ w Nowym Jorku. Szwedzki artysta stworzył ją jako hołd dla swojego przyjaciela Johna Lennona, zastrzelonego w 1980 roku.

Najważniejszego w Malmoe pomnika legendarnego Ibry, czyli Zlatana Ibrahimovica, nie zobaczycie. Po jego „zdradzie” tutejszego klubu na rzecz sztokholmskiego rywala jego pomnik był oblewany farbą tak często, że po kolejnej renowacji ukryto to w miejskim magazynie.

Troszeczkę kultury

Być może pomnik Ibry jest gdzieś w podziemiach Malmoehus, najstarszego renesansowego zamku w krajach nordyckich? Nie wiadomo, władze nie ujawniają tego ze względów bezpieczeństwa. Ale nawet bez niego wycieczka do mieszczącego się w nim Muzeum Miejskiego nie będzie czasem straconym. Oprócz artefaktów dokumentujących historię miasta i regionu i interesujących wystaw czasowych, na kilku piętrach umieszczono ekspozycje poświęcone historii naturalnej, Matce Ziemi (dzieci mogą oglądać tu m.in. eksponaty dzikich zwierząt naturalnej wielkości). Jest tu również imponujące akwarium i terraria.

Na ten sam bilet można zwiedzić Dom Technologiczno-Morski po drugiej stronie ulicy. To raj dla tych, którzy lubią statki i pociągi, stare samochody, motocykle i rowery. To nie tylko miejsce do zwiedzania, ale również naukowy plac zabaw, coś jak nasze Centrum Kopernika, w którym można przeprowadzać ciekawe doświadczenia naukowe na własną rękę.

Przy odrobinie szczęścia w Malmoe można obejrzeć dzieła Edvarda Munch, Vincenta Van Gogha czy Louise Bourgeois. Takiego kalibru wystawy czasowe organizuje Malmö Konsthall –  jedna z największych w Europie ekspozycji sztuki współczesnej. Rokrocznie odbywa się tu około 10 różnych wystaw, które przyciągają ponad 200 tys. gości.

Czy sok z kapusty to obrzydliwość?…

W Malmoe jest jeszcze jedno absolutnie niezwykłe muzeum. Prezentują tam najbardziej dziwne, odstręczające potrawy na świecie. Wraz z biletem dostaje się specjalny woreczek, bo niektórzy widzowie wymiotują na widok eksponatów. Co więcej, najodważniejsi mogą spróbować wielu z nich. Od lokalnego kiszonego śledzia, chińskiego wina z myszy lub mongolskiego soku z okiem owcy nazywanego mongolską krwawą Mary, chipsów z byczego penisa, świerszcza, żuczka czy też hakarl, tradycyjnej potrawy islandzkiej z fermentowanego mięsa rekina, peruwiańskiego soku z żab, ciasta z insektów czy baluta, czyli jajka z rozwiniętym kaczym zarodkiem po… szwajcarskie sery dojrzewające i nasz rodzimy sok z kiszonej kapusty.

Zaskakujące? Owszem, bo w Muzeum Obrzydliwych Potraw wcale nie chodzi o szokowanie, lecz pokazanie, że mają one głębokie tło kulturowe. A przykład austriackiego wina z glikolem (zdobywało laury w międzynarodowych konkursach!) czy faszerowanej sterydami wieprzowiny to swoiste memento, że człowiek z chęci zysku też potrafi uczynić potrawy obrzydliwymi.

Fika i inne smakołyki

Kiszonego śledzia popiłem sokiem z kwaszonej kapusty w Muzeum Obrzydliwych Potraw, ale miejsc na normalny obiad w Malmoe jest prawdziwe zatrzęsienie. Ja przypadkiem trafiłem do restauracji Graenden. Zjawiskowa, ze stolikami na dziedzińcu i tarasach, i świetną kuchnią po rozsądnych cenach prowadzona jest przez mówiącego po polsku właściciela, którego ojciec pochodzi z Poznania. Raksmoergas, czyli słynna kanapka z krewetkami, podawana jest tu jako danie główne, które ledwie pokonuję. Kosztuje tyle co łosoś czy śledź z grilla z ziemniaczkami w mundurkach i grillowanymi warzywami, czyli 200 koron tj. 75 zł.

A co do pieniędzy – stereotyp drogiej Szwecji czym prędzej należy odstawić do lamusa. 75 zł za obiad w przepięknej restauracji to dużo? U Turka, Koreańczyka czy w meksykańskiej będzie taniej – ok 50 zł od osoby. Wstępy do muzeów i innych atrakcji to ok 50 – 80 zł a litr benzyny poniżej 6 zł. Przy okazji praktyczna wskazówka – nie biegajcie po kantorach by mieć przy sobie korony. W Szwecji wszędzie płaci się przede wszystkim kartą. W niektórych miejscach wręcz gotówka nie jest przyjmowana.

Rytuałem w Szwecji jest fika, czyli kawka. U Szwedów nie jest zwykle szybka. Kojarzy się raczej z leniwym spędzaniem czasu w urokliwym miejscu. Takie jest choćby w ogrodach, przylegających do Muzeum Miejskiego. Tamtejsza Slottsträdgårdens Kafé regularnie otrzymuje tytuł „najlepszej cukierni w Szwecji“ w której obowiązkowo do kawy trzeba wziąć cynamonowe bułeczki, czyli kanelbullar w najlepszej wersji – z kremem pistacjowym.

Rezydencja burmistrza na wodzie

Po Malmoe i okolicy poruszam się rowerem, sieć ścieżek to ok 500 km. Jedna z nich, 15-kilometrowa, wiedzie do zjawiskowego zamku na wodzie. Tam kiedyś mieszkał burmistrz Malmoe. Zamek Torup, który w XVI wieku wystawił sobie Jorgen Kock, włodarz miasta i bogaty kupiec.

Pięknie mieszkał. Jeden z najlepiej zachowanych renesansowych zamków w krajach nordyckich, otoczony jest stawem i wspaniałym parkiem zamkowym obok bukowego lasu. Dzisiejszy wygląd parkowi i ogrodom nadano na początku XIX wieku Zamek Torup był miejscem spotkań ówczesnej elity kulturalnej i naukowej. Ostatnia rodzina, która mieszkała na zamku, wyprowadziła się w 2012 roku, gdy obiekt kupiła gmina Malmoe. Samego zamku nie można zwiedzać.

W 1970 roku posiadłość Torup z zamkiem i innymi budynkami, parkiem zamkowym, lasem bukowym i polami uprawnymi została zakupiona przez miasto Malmö, które kontynuuje tradycję poprzednich właścicieli, aby „starać się zachować to, co otrzymałeś”. Miasto Malmö udostępniło wówczas większość parku zamkowego do zwiedzania. Za to w odrestaurowanych stajniach często odbywają się konferencje i różne eventy. Sam park natomiast to popularne miejsce na urządzanie pikników.