Touroperatorzy płacą, ale kogo chroni TFG?

pixabay

Pod koniec wakacji miną dwa lata od uchwalenia Ustawy o Turystycznym Funduszu Gwarancyjnym. Czy doczekamy się wreszcie poważnej rozmowy o tym, co dalej z systemem zabezpieczeń?

W praktyce TFG funkcjonuje od grudnia 2016 roku, w tym miesiącu mija więc 1,5 roku odkąd touroperatorzy rozpoczęli składanie deklaracji i dokonywanie wpłat. W połowie kwietnia na koncie TFG spoczywało okrągłe 50 mln zł. Kondycja finansowa branży turystycznej jest najlepsza od lat, sezon 2017 był dla turystyki wyjazdowej rekordowy, a 2018 zapowiada się jeszcze lepiej. Najwyższy czas powrócić do debaty o tym, jak funkcjonuje system zabezpieczeń finansowych dla klientów organizatorów turystyki.

Idea TFG, która stoi za obecnym kształtem ustawy, powstawała w nieco innych realiach rynkowych. W branży nie było tak stabilnie, jak obecnie, warunki do prowadzenia biznesu były bardzo ciężkie – częste kryzysy w krajach popularnych turystycznie powodowały obniżenie poczucia bezpieczeństwa turystów. Na szczęście minęło już trochę czasu, sprzedaż poszybowała w górę, a organizatorzy turystyki pokazali, że nawet w kryzysowych czasach radzą sobie finansowo i są odporni na rynkowe niespodzianki.

Na wszelki wypadek

Gdy powstawała ustawa o TFG, ówczesna ekipa w MSiT spieszyła się, by jeszcze przed wakacjami pokazać, że zabezpiecza turystów przed ewentualnym skutkiem złej kondycji w branży. Fundusz był pospiesznie przygotowaną, średnio przemyślaną finansową „łatką”, mającą zatkać dziurawy system zabezpieczeń, oparty na gwarancjach ubezpieczeniowych.
Jak się okazało, wbrew uzasadnieniom dla tego pośpiechu przedstawianym przez urzędników, fundusz od momentu powstania ani razu nie okazał się być potrzebny. Pora więc pomyśleć, co zrobić, by ochrona finansowa klientów była mniej kosztowna dla touroperatorów i bardziej przyjazna w praktyce dla ich klientów.

O wyrażenie swojego zdania na ten temat poprosiliśmy szefów kilku największych organizatorów turystyki w Polsce. Ich opinia jest raczej zbieżna – zmiany są konieczne.

„Na pewno system zabezpieczeń powinien być zmodyfikowany. Przede wszystkim brakuje skorelowania funduszu z systemem gwarancji. Wysokości gwarancji powinny ulegać zmniejszeniu wraz ze wzrostem środków w funduszu. Na dzień dzisiejszy wysokości gwarancji największych touroperatorów sięgają już setek milionów złotych i ich wysokość staje się powoli barierą zarówno dla organizatorów jak również towarzystw ubezpieczeniowych” – mówi Janusz Śmigielski, wiceprezes Grecos Holiday.

Najpierw system, potem składki

Jego zdaniem, nie ma żadnych narzędzi weryfikacji tego, kto przystępuje do funduszu oraz jaki jest standing finansowy płatników. Bez tego trudno zabezpieczyć system przed możliwością nadużyć ze strony niektórych podmiotów. „Nie ma sporu, że należy chronić klientów, natomiast w dzisiejszym kształcie trudno mówić o systemie, który z jednej strony chroni klientów, a z drugiej – również uczciwych uczestników funduszu” – dodaje.

O tym, że należy dokonać kompleksowych zmian jest też przekonany Piotr Henicz, wiceprezes Itaki. „Najważniejsze jest to, aby nastąpiła integracja dwóch systemów zabezpieczeń. Drugi został wprowadzony niezależnie od pierwszego, bez żadnej korekty. Jeśli ta integracja nastąpi, wtedy będziemy mogli dyskutować na temat wysokości składki i innych czynników” – komentuje.

Jakich zmian oczekują touroperatorzy? „Naturalnym procesem powinna być redukcja wysokości składek w miarę zwiększania się środków na koncie funduszu. Kiedy i w jakiej wysokości, należałoby to zasymulować. Natomiast obecnie nie ma w tej kwestii żadnych ustaleń” – twierdzi Janusz Śmigielski.

Za duże koszty gwarancji

Z kolei Remigiusz Talarek, wiceprezes Rainbow, zwraca uwagę na to, że problemem jest nie tylko brak zmian w wysokości składek na TFG, ale też wysokie koszty gwarancji ubezpieczeniowych. „Z naszego punktu widzenia można by rozważać zmiany w opłatach pierwszego filaru wpłacanego przez touroperatorów, ponieważ pośrednio obciążają one również klientów. Należałoby zacząć rozmowy o uproszczeniu systemu składek i ograniczeniu biurokratycznych wymogów stawianych touroperatorom” – twierdzi.

Pytania o to, za co właściwie płacą touroperatorzy, kupując gwarancje ubezpieczeniowe i płacąc składki na TFG, zadajemy i będziemy zadawali decydentom. Z pewnością poprosimy też o zabranie głosu organizacje branżowe i ekspertów.

Jedno nie ulega wątpliwości: TFG chroni nie tylko klientów i touroperatorów. Od samego początku chronił urzędników przed pretensjami, że nie zrobili nic, by zabezpieczyć rynek. Tylko dlaczego ochrona ta musi tak bardzo obciążać budżet przedsiębiorców działających w nisko-marżowym biznesie?