Otwieranie gospodarki może być „huśtawką”, zależną od liczby zarażeń i reakcji mediów

dr Grzesiowski otwieranie gospodarki
Śniadanie z TUgehter / fot. Facebook

Wakacje mogą i powinny się odbyć, transport może być bezpieczny, w pewnych warunkach można byłoby nawet organizować wydarzenia z udziałem większych grup. Jednak rządzący nie kierują się przejrzystą logiką, a uruchamianie gospodarki będzie „huśtawką” – zamykaniem i otwieraniem wszystkiego w zależności od reakcji mediów na wzrost zarażeń – uważa dr Paweł Grzesiowski.

Wideokonferencja zorganizowana przez branżową inicjatywę TUgether w niedzielę 26 kwietnia gościła znanego immunologa, dr Pawła Grzesiowskiego z Fundacji Instytutu Profilaktyki Zakażeń. Jak ocenili uczestnicy oraz słuchacze, branża otrzymała wreszcie garść fachowych, konkretnych informacji na temat epidemii, zamiast histerycznych doniesień. Dowiedzieliśmy się, że wakacje jak najbardziej mogą się – pod pewnymi warunkami – odbyć. Już teraz powinna być możliwość, aby jeździć po kraju.

Im więcej na świeżym powietrzu, tym lepiej

„Nie widzę powodów, żeby majówki nie spędzić na wyjeździe, a w wakacje sam wybieram się w góry. Im więcej czasu spędzamy na świeżym powietrzu, tym lepszą mamy odporność” – powiedział dr Grzesiowski. Jego wykład dotyczący obecnej sytuacji związanej z epidemią koronawirusa i zaleceń dla branży turystycznej może być punktem wyjścia do opracowania procedur dla branży w nowej rzeczywistości oraz nadzieją na to, że turystyka zacznie – w pewnej formie – pomału się odradzać.

Na początek dr Paweł Grzesiowski przypomniał, że choć na świecie zdiagnozowano już ponad 3 mln przypadków zarażenia koronawirusem, to rzeczywistych zakażeń może być 10, a nawet 100 razy więcej niż tych potwierdzonych. „Nikt tego do końca nie wie. Już 2-3 proc. światowej populacji mogło przechorować wirusa. W Polsce może być takich osób pół miliona, ale są to jedynie szacunki” – stwierdził.

„Konkretem jest krzywa wzrostu pandemii w Polsce. Ona pokazuje, że wyraźnie u nas nastąpiło odchylenie od tego, jak przebiega ona w krajach Europy Zachodniej czy Ameryki. Wiele osób kwestionuje te dane z uwagi na liczbę wykonywanych testów. Ale nawet gdybyśmy wykonywali ich trzy razy więcej, to nadal mielibyśmy 30 tys. zarażeń, ale nie 300 tys. U nas pandemia jest jeszcze na wczesnym etapie rozwoju. Dość szybko zamknęliśmy szkoły, granice i ludzi w domach, więc opóźniliśmy narastanie liczby zarażeń” – ocenił dr Grzesiowski.

Uniknęliśmy przeciążenia w szpitalach

Według eksperta, odmrażanie kolejnych dziedzin życia, umożliwienie podróżowania, stykania się z większą liczbą osób, spowoduje wzrost liczby zakażeń i nie ma się co łudzić, że tak nie będzie. Zasadnicze pytanie brzmi, czy efekty odmrożenia będą na tyle niebezpieczne, że decydenci się przestraszą i za tydzień znowu wszystko zamkną. Czy też liczba kilkuset nowych przypadków dziennie będzie czymś, do czego się przyzwyczaimy, a życie będzie się toczyło swoim torem.

„Wydaje się, że Polacy przestali się bać tego wirusa i nie mówię tu o tym, że jesteśmy ryzykantami, tylko o tym, że nie uważamy już, że umrze na niego połowa ludzkości. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy całkowicie bezpieczni. Mamy różne scenariusze. Są kraje, w których liczba chorych przekroczyła 150 tys. i tam jest duży problem z opanowaniem epidemii. Skoro jeden chory zaraża dwie, trzy osoby, to w takich państwach liczba zachorowań rośnie wykładniczo. Mamy kraje „średnie” – w których wystąpiło około 20-30 tys. zarażeń i te, w których epidemia jest na wczesnym etapie – czyli tak jak w Polsce jest około 10 tys. chorych. Te kraje są jeszcze na etapie wylęgania się epidemii i czas pokaże, jak w nich rozwinie się sytuacja” – powiedział ekspert.

Według niego w Polsce osiągnięto założony cel: uniknęliśmy masywnego, niekontrolowanego rozprzestrzeniania się wirusa, czyli zagrożenia, że w szpitalach zabraknie łóżek i respiratorów. Pytanie brzmi, czy odmrażanie kolejnych branż spowoduje w tym zakresie znaczne zmiany. Jeśli dzienna liczba chorych znacznie wzrośnie i zacznie brakować łóżek, wtedy powrócą restrykcje.

Zarażonych przybędzie, czy rząd spanikuje?

„To będzie huśtawka. Zamykanie i otwieranie branż będzie zależało od wzrostu liczby chorych” – ocenił dr Grzesiowski.

„Jeśli zaczniemy odblokowywać kolejne branże, zarażonych przybędzie. Pytanie brzmi, czy rząd będzie miał mocne nerwy i gdy liczba chorych jednego dnia wzrośnie na przykład o tysiąc, to nie będzie interwencji w postaci ponownego zamknięcia hoteli. To jest trudne z punktu widzenia decyzyjnego. Z tego, co wiemy, rząd nie kieruje się jednym konkretnym modelem, ani nie ma rady ekspertów, którzy by podejmowali decyzje, co dalej robić. Wydaje się, że decyzje są polityczne i mocno chaotyczne. Gdyby przy rządzie była rada ekspertów, która by rekomendowała konkretne rozwiązania, byłoby dużo łatwiej” – zaznaczył.

W hotelach dużo zależy od personelu

Dla branży hotelarskiej według niego ważną informacją jest to, że 40 proc. zakażeń dotyczy instytucji – szpitali i DPS-ów. Z punktu widzenia epidemiologii hotel działa na zbliżonych zasadach jak DPS. Są w nim pokoje, jedno-, dwuosobowe z łazienkami, jest personel, który obsługuje gości. Jest zamknięta przestrzeń, w której przebywają ludzie z różnych terytoriów, obsługiwani przez pracowników – i to widać sprzyja zakażeniom. Według Pawła Grzesiowskiego, bardzo duża odpowiedzialność spoczywa właśnie na personelu. Zasady kwalifikacji do pracy i nadzór nad spełnianiem wymogów sanitarnych muszą być więc bardzo ścisłe.

Według eksperta, zmienią się też priorytety higieniczne, jeśli chodzi o sprzątanie pokojów. Wirus przenosi się drogą kropelkową i kontaktową i osiada na powierzchniach. Równie ważne, co pościelenie łóżka, będzie zatem dokładne wyczyszczenie wszystkich powierzchni: blatów, mebli, łóżek, telewizora, łazienki. Badania pokazują bowiem, że wirus rozprzestrzeniany jest aerozolowo i osiada dosłownie na wszystkim.

Trzeba też pamiętać o ogólnych zasadach bezpieczeństwa: dokładnej higienie rąk, ograniczeniu niezbędnego kontaktu z klientem do minimum, stosowania adekwatnych do zagrożenia środków ochronnych, regularnym dezynfekowaniu wspólnych obszarów, pamiętaniu o tym, by nie dotykać rękami twarzy.

Potrzebne profesjonalne maski

Ekspert przypomniał też, jak prawidłowo chronić drogi oddechowe, co jest możliwe przy zastosowaniu profesjonalnych masek. Te dzielimy na dwa rodzaje: filtrujące zabezpieczają przed zakażeniem, a chirurgiczne redukują emisję i powstrzymują wydychanie wirusa. Więc personel powinien mieć maski filtrujące, a goście – chirurgiczne. Należy je stosować wtedy, kiedy dochodzi do kontaktu twarzą w twarz między ludźmi, nie ma takiej konieczności wtedy, gdy chodzi się po pustym korytarzu. A zatem na przykład recepcja jest miejscem, w którym należałoby je stosować. Skuteczną ochroną jest też na przykład szyba z pleksi.

„Maski bawełniane, wielorazowego użytku, uważam za atrapę, one nic nie dają i badania to potwierdzają. Jeśli maska nie filtruje, to jest gadżetem, czymś, co działa na psychikę, a nie czymś, co chroni. Bolesne jest to, że ministerstwo poszło tą drogą postanowiło działać na psychikę. Umieszczenie w rozporządzeniu szalika uważam za hucpę z nauki” – ocenił dr Paweł Grzesiowski.

A jeśli ktoś zachoruje w hotelu…

Według niego po otwarciu kolejnych dziedzin życia kluczowe będzie to, co dziennikarze zrobią z informacją o wzroście liczba zakażeń.

„Jeśli media zareagują histerycznie, to władza zrobi to samo. Jednak obecnie w szpitalu zakaźnym w Warszawie są miejsca, nie ma tłoku, nie ma przeciążenia. Nie ma masowego przyrostu liczby osób, które nie mogą oddychać. Jeśli liczba zarażeń wzrośnie nawet do tysiąca dziennie, nie będzie to zagrażało załamaniem służby zdrowia i nie powinno się skończyć nerwową reakcją Ministerstwa Zdrowia, powrotem do obostrzeń i zamykania wszystkiego. Ale jak postąpią rządzący, ciężko powiedzieć. Są bardzo podatni na histerię, dlatego dużo zależy od tego, jak podejdą do tego media” – ocenił ekspert.

„Wyobraźcie sobie państwo sytuację, że otwieracie hotele, po czym w jednym z nich pacjent dostaje gorączki i zabiera go karetka. Jaka będzie komunikacja publiczna takiego zdarzenia? Hotel jest zamykany, wszyscy idą na kwarantannę, a w mediach jest dramat, przyjeżdża telewizja, robi wywiady” – zobrazował.

Ile chorych dziennie może przybyć?

Według niego najważniejszym wskaźnikiem, którym rząd powinien się kierować, jest dzienna liczba nowych zarażeń, przy której możemy przechodzić epidemię bezpiecznie. Należałoby policzyć, ile mamy wolnych łóżek na OIOM. Z 1000 zarażonych osób 30 może potrzebować wsparcia oddechowego na 2-3 tygodnie. Da się więc oszacować, kiedy „zatkają się” wszystkie OIOM-y. Monitoring sytuacji w szpitalach powinien zatem wyznaczać tempo odblokowywania poszczególnych dziedzin życia.

„Mamy jakąś pojemność systemu, która obecnie jest nadmiarowa. Ale nie umiem przewidzieć, co się stanie, jeśli przez tydzień będziemy mieli codziennie 1000 nowych chorych. Czy wtedy szpitale się przeciążą? Cała filozofia walki z tą pandemią polega na kontrolowaniu dziennej liczby zachorowań. Jeśli ona wzrasta i brakuje miejsc w szpitalach, to wtedy wzrasta też śmiertelność, bo nie dajemy rady wszystkich leczyć” – tłumaczył dr Grzesiowski.

Otwieranie hoteli, ale bez gromadzenia się

Według niego w branży hotelarskiej i targowej najważniejsze jest zapewnienie odpowiedniego dystansowania osób przebywających we wspólnej przestrzeni. Czyli, jeśli otwiera się pensjonat, to każda rodzina ma swój pokój i swoją łazienkę.

„Noclegi rodzinne nie różnią się niczym od tego, z czym mamy do czynienia w domu – tam zakażeń się nie spodziewamy. Obszarami, w których może dojść do zakażeń, są przestrzenie wspólne – restauracja, basen, kręgielnia, sale konferencyjne. One będą najwolniej uruchamiane, bo tutaj sytuacja będzie najbardziej dynamiczna. Ryzyko pojawia się tam, gdzie pojawiają się grupy przebywające w jednym pomieszczeniu przez dłuższy czas” – uważa dr Grzesiowski.

Pokój hotelowy z łazienką czy domek wolnostojący nie stanowi zatem obszaru ryzyka. Problem pojawia się wtedy, gdy odbywają się wspólne imprezy, biesiady, grille, zgrupowania. Obiekty powinny więc wprowadzić i egzekwować obostrzenia. Wykluczone jest zatem wspólne grillowanie czy siedzenie przy ognisku, na placach zabaw powinna przebywać ograniczona liczba dzieci, etc.

Nie zarazimy się mijając chorego na ulicy

Dr Grzesiowski odniósł się też do kilku pytań zadanych przez uczestników spotkania. Na pytanie o to, dlaczego nie ma masowych zarażeń wśród kasjerów w sklepach odparł, że może to być wskazówką, jak rozprzestrzenia się wirus.

„Aby się zarazić, nie wystarczy stanąć obok siebie na chwilę normalnie oddychając. Zarażenie się wirusem nie jest takie szybkie i proste, jak wynikałoby to z podejmowanych działań. Nie zarazimy się mijając kogoś na ulicy. 15-minutowy pobyt w dystansie poniżej 2 metrów to czas potrzebny na zarażenie się koronawirusem” – ocenił.

Branża transportowa powinna filtrować powietrze

Odniósł się kwestii bezpieczeństwa użytkowników transportu, potwierdzając, że powietrze filtrowane w obiegu zamkniętym w zasadzie wyklucza możliwość zarażenia się. Latanie samolotami jest więc bezpieczne, podobnie rzecz wygląda w tych autokarach, które są wyposażone odpowiednie systemy oczyszczania. Przewoźnicy powinni publikować deklaracje, że filtrują powietrze w obiegu zamkniętym – na to klient będzie zwracał uwagę.

W tych autokarach, które nie mają takich systemów, zarazić mogą się wszyscy pasażerowie. Nie ma też sposobu na to, by zidentyfikować wszystkich chorych przed wpuszczeniem grupy na pokład, część osób przechodzi bowiem zarażenie bezobjawowo.

Kamery termowizyjne i zarządzanie ruchem na targach

Jeśli chodzi o branżę targową, to kluczowym wyznacznikiem powinna być kubatura obiektu oraz liczba osób na jeden metr sześcienny. Według eksperta, dobrym pomysłem byłoby też zastosowanie kamer termowizyjnych, by wyłapać tych, którzy chorują objawowo i w związku z tym zarażają bardziej. Ważne jest także dobre zarządzanie ruchem – niedopuszczanie np., by ludzie stali blisko siebie w kolejkach. Spełnienie takich wymogów, zapewnienie oczyszczania powietrza oraz środków ochrony osobistej – masek chirurgicznych i płynu do odkażania rąk dla gości – mogłoby umożliwić organizowanie wydarzeń.

„Wyobrażam sobie, że można by w takich warunkach zorganizować imprezę czy spotkanie na większą liczbę osób” – ocenił dr Paweł Grzesiowski.

Biznes pionierem zdrowego rozsądku

„Im lepiej branża wypracuje oparte na nauce, a nie na emocjach zasady, tym lepiej i bezpieczniej wrócimy do normalności. Zawsze, gdy mamy do czynienia z wprowadzaniem wymogów, zadawajmy pytania. Pytajmy, dlaczego? Nie „kupujmy” żadnych zaleceń bez zadawania pytań. Zawsze powinniśmy rozumieć, jak zatrzymania rozwoju epidemii mają działać poszczególne zasady i na jakiej podstawie są wprowadzane. Liczba absurdów, z którymi mamy obecnie do czynienia, jest nie do zliczenia. Biznes, gospodarka, to dziedziny, które mają szansę, by wprowadzić w to wszystko rozsądek i oparte na nauce rozwiązania” – dodał.

Czytaj także: Znamy wytyczne dla otwieranych hoteli