Jak u babci, czyli gościnność i domowe jedzenie na mołdawskiej wsi

MM

Mołdawia to kierunek turystyczny, którym coraz częściej interesują się Polacy – są dla tego kraju jednym z pięciu największych rynków przyjazdowych. Oprócz bogatej oferty enoturystycznej, warto zwrócić uwagę na turystykę wiejską, która jest dobrą propozycją dla osób szukających bliskości natury i autentyczności.

Gospodarze w Mołdawii są w naturalny sposób gościnni, a do przyjmowania turystów podchodzą z łatwo przychodzącą, autentyczną radością. Dla tych, którym zależy na unikalnych przeżyciach będzie to świetna propozycja uzupełniająca pobyt. Na wsi można też nocować, ale trzeba się liczyć z tym, że w niektórych miejscach będzie to pobyt jak u babci na wsi 30 lat temu – z drewnianą wygódką i brakiem osobnej łazienki. Klientom, którym takie warunki nie odpowiadają można zaproponować nocleg w mieście albo w jednej z winnic, a agroturystykę dołączyć do programu. Wypad na wieś to świetna opcja na lunch albo kolację – domowe posiłki przygotowywane według tradycyjnych przepisów i z naturalnych składników są jednym z najmocniejszych punktów pobytu.

Podróż w czasie

Podróż do Mołdawii to doświadczenie pełne kontrastów. W Kiszyniowie znajdziemy świetne, nowoczesne knajpy z kuchnią na wysokim poziomie. Polecić można chociażby restaurację Parol, gdzie zjemy naprawdę dobry stek. Próżno tu szukać tradycyjnej kuchni, ale jest świetny wybór lokalnych win. Miasto żyje też późnym wieczorem – lokale takie jak Draft, gdzie wypijemy lokalne piwa i wypalimy sziszę – wypełnione są młodymi ludźmi. Dla tych, którym nie dość jest wina doskonałym wyborem będzie też winoteka Carpe Diem – bogaty zbiór różnych lokalnych trunków wraz z możliwością zorganizowania degustacji dla grupy.

 carpe diem kiszyniow

Wyprawa do Mołdawii jest to również podróż w przeszłość – nagle lądujemy w kraju przypominającym miejscami Polskę sprzed ok. 30 lat. Miejscem, w którym wrażenie to szczególnie się nasila jest zlokalizowany w sercu Kiszyniowa miejski bazar, na którym można kupić dosłownie wszystko. To zatłoczone rozległe targowisko, na którym łatwo można się zgubić naprawdę imponuje. W szczególności część spożywcza, a w jej centrum – hala z serami na wagę. Ekspedientki w fartuszkach i czepkach oraz charakterystyczne szalkowe wagi przywołają wspomnienia u tych, którzy pamiętają PRL i lata 90., a młodszym dadzą pojęcie o tym, jak kiedyś wyglądał u nas „spożywczak”.

 kiszyniow bazar sery

Rzucić wszystko i rzeźbić w drewnie

Natomiast aby przenieść się w czasie do czasów jeszcze wcześniejszych powinniśmy udać się do gospodarstw wiejskich przygotowanych na przyjęcie turystów. Jednym z nich jest „Mester-Faur” we wsi Cioburciu. Jego właścicielem jest Pavel Ţaranu, były nauczyciel WF-u, który po 13 latach w szkole rzucił pracę, by rzeźbić w drewnie. Ale nie tylko – sam zbudował domki na drzewie, które swymi konarami sięga ponad brzeg rzeki. Domostwa urządził w tradycyjnym stylu – dywany, haftowane obrusy, pościel. I własnoręcznie wykonane meble. Nocleg w nich kosztuje 15 euro za dobę (ze śniadaniem), a cieszyć się można ciszą, widokiem na rzekę i domową, swojską atmosferą, którą miejsce to zawdzięcza osobowości gospodarza i jego żony.

 cioburciu dom nad rzeka

Państwo Ţaranu mają rozległy ogród, kury, kozę, żyją w zgodzie z tradycją i naturą. Wyrabiają domowe wino, które podają w dzbanuszkach napełnianych prosto z trzymanej w piwniczce beczki. Pavel kocha przede wszystkim rzemiosło – pochłania go ono całymi dniami. Prowadzi też warsztaty z rękodzieła dla dzieci i młodzieży. Pracuje całymi dniami i dlatego tak lubi gości – mawia, że tylko przy nich ma wolne i odpoczywa.

 cioburciu piwniczka wino

Posiłek w Cioburciu jest prosty, ale nie zjemy tak w kiszyniowskich knajpach. Wszystko jest świeże, domowe albo kupione na lokalnym targu. Pomidory, ogórki i kozi ser w mgnieniu oka znikają z talerzy – dla miastowych to w dzisiejszych czasach niedostępne delicje. Wypiekana na miejscu plăcintă, czyli maślany placek z nadzieniem serowym, bądź kapuściano – cebulowym w każdym gospodarstwie jest inna i niepowtarzalna. A do tego jeszcze mołdawski specjał, czyli sarmale – mięso z ryżem zawijane w liście kapusty (inną wariacją są liście winogron). Wszystko zakropione domowym winem, które znienacka pojawia się w opróżnionej już niemal szklance (gospodarze nie uznają pustych naczyń).

 cioburciu domowe jedzenie

Oblicze gospodyni domu

W Mołdawii mamy też szansę sami się czegoś nauczyć. Aby wziąć udział w warsztatach kulinarnych i nauczyć się wypiekać plintę nadziewaną owocami, albo zwiniętą w kształt gołąbka, powinniśmy pojechać do Casa Karaman we wsi Tirnauca. Położona w zakolu Dniestru objęta jest granicami kuriozalnego państwa w państwie, gdzie aby się przedostać musimy mieć ze sobą paszport. Naddniestrze to autonomia udająca republikę radziecką, miejsce tak osobliwe że zasługuje na oddzielny artykuł. Wpływy rosyjskie, pieniądze wojskowe płynące strumieniem, a wszystko okraszone warstewką sowieckiej symboliki – to wszystko sprawia, że rdzennym mieszkańcom wsi mówiącym po mołdawsku nie jest tutaj łatwo. Tradycje i język kojarzone z wpływami rumuńskimi nie są przychylnie traktowane przez władze prorosyjskiego państewka. A mimo to są kultywowane przez część mieszkańców.

 tirnauca casa karaman2

Znajdziemy ich właśnie w Casa Karaman – a właściwie je, bo rządzą tutaj kobiety, siostry, gospodynie: Angela i Natalia. Powołały do życia stowarzyszenie, którego celem jest zachowanie kultury i tradycji regionalnych. To niezwykłe kobiety, obdarzone charyzmą i poczuciem humoru. Chętnie dzielą się opowieściami o zawiłych, miejscami tragicznych losach swojej rodziny, prostych, silnych ludzi uwikłanych w zawirowania historyczne, które targały ich niewielką ojczyzną. Z dumą prezentują zdjęcia rodzinne, które wiszą na honorowym miejscu w casa mare – reprezentacyjnej izbie domostwa, w której prezentowane są najcenniejsze przedmioty, elementy rękodzieła, pamiątki. „To pomieszczenie jest obliczem kobiety, która gospodarzy w domu” – słyszymy od Angeli. Tu liczą się umiejętności i pracowitość, wartość człowieka ocenia się po tym, co umie zrobić, a nie po wyglądzie.

 casa mare casa karaman

A skoro mowa o umiejętnościach, to mamy szansę podszkolić się kulinarnie. Przywdziewamy fartuszki, chustki i formujemy ciasto. Angeli pięć sekund zajmuje to, na co my potrzebujemy piętnastu minut. W końcu udaje się uzyskać pożądany kształt tego, co za godzinę stanie się naszym wspólnym wypiekiem. Placek z owocami z własnego ogródka. Casa Karaman to ok. 30 ha własnych upraw. „Niczego nie kupujemy w supermarketach” – mówi Natalia.

 casa karaman warsztaty kulinarne

W poszukiwaniu straconego dywanu

O tym, co oznacza miłość do tradycji przekonamy się jeszcze dobitniej gdy odwiedzimy wieś Clisova Noua, a tam centrum rzemiosła Rustic Art. To w całości dzieło jednej bardzo zdeterminowanej kobiety, Cateriny Popescu, która poświęciła 25 lat swego życia ratowaniu od zapomnienia sztuki ręcznego tkania tradycyjnych mołdawskich dywanów. I dopięła swego – rękodzieło, któremu czasy sowieckie „pomogły” zaniknąć, zostało przez nią odtworzone praktycznie z niczego.

 rustic art dywany

To nie jest tak, że za okupacji rosyjskiej w Mołdawii nie tkano dywanów – po prostu towarzysze radzieccy pomogli powstać nowej świeckiej tradycji i dawne wzory, cały proces ich naturalnej ewolucji od kształtów geometrycznych, poprzez roślinne, zoomorficzne, aż po antropomorficzne, został przerwany. Dywany, które tkano w czasach sowieckich, to róże na czarnym tle. I tyle, to co było przedtem było stopniowo zapominane, aż zanikło całkowicie.

Dopiero Caterina Popescu, niegdyś nauczycielka i działaczka samorządowa, rozpoczęła mozolny proces odbudowy tej części niematerialnej kultury Mołdawii. Zbierała zdjęcia starych dywanów, przeczytała wszystko, co da się znaleźć w literaturze, zbierała stare dywany, odtwarzała wzory, robiła kopie zabytkowych egzemplarzy, odtwarzała dawne techniki barwienia naturalnymi składnikami. Tradycje tkackie wyniosła z domu, a rękodziełu poświęciła życie.

 rustic art tkanie dywanu

Dziś Rustic Art to prężna społeczność, warsztat tkacki, szkolenia, sklep z wyrobami i oczywiście muzeum dywanów. A także miejsce służące krzewieniu tradycji i kultury – dowiemy się tutaj więcej o dawnych obyczajach, symbolice, wierzeniach. Wysłuchamy poruszającej pieśni o bazylii – która uważana jest za świętą roślinę chroniącą dom przed złymi duchami – w wykonaniu gospodyni. Zobaczymy niezliczone dywany, poznamy ich historię – która potrafi być zaskakująca i wzruszająca – i symbolikę.

 rustic art caterina popescu piesn o bazylii

Dom zielony nie tylko z nazwy

Zacisznym, pełnym uroku i spokoju miejscem jest – nomen omen – Casa Verde w Trebujeni. Hamak, huśtawka w cieniu ogrodowych drzew, gościnni właściciele i nieco więcej udogodnień (łazienka, klimatyzacja) – to miejsce na lunch albo dłuższy pobyt. Kuchnia oczywiście domowa, gospodyni Ludmila Buzila przygotowuje doskonały rosół i tradycyjną mołdawską mamałygę – dawną potrawę ludzi ubogich, składającą się głównie z kukurydzy.

casa verde

W sąsiedztwie Casa Verde warto pobyć dłużej, bo w okolicy znajduje się najważniejszy zabytek Mołdawii – kompleks archeologiczny – Stary Orgiejów (Orheuil Vechi). To w tutejszych skalnych jaskiniach znaleziono najstarsze ślady osadnictwa, a od IX wieku osiedlali się w nich chrześcijańscy mnisi. Monastyr Peştere wydrążony w wapiennej skale to punkt obowiązkowy wizyty w Mołdawii.

 stary orgiejow monastyr

Zaplecze Starego Orgiejowa

W okolicy powstaje zatem ciekawa oferta gastronomiczna i noclegowa. W Trebujeni właśnie otwarto dla turystów kolejne gospodarstwo, Valea Stincii. A w sąsiedniej wiosce Butuceni z powodzeniem funkcjonuje eko-resort, przystosowany do przyjęcia większej grupy. Znajduje się tu więcej pokoi urządzonych w tradycyjnym stylu, a także ludowa gospoda, w której zmieści się grupa do 50 osób. Jest basen, ogród, zagroda dla zwierząt, bogato wyposażona piwnica z przysmakami, prowadzone są warsztaty, można smacznie zjeść. A wszystko czyste, gustownie urządzone, pełne zieleni, kwiatów i bardziej profesjonalne niż zwykłe gospodarstwa agroturystyczne.

 butuceni eco resort

Butuceni to również wyjątkowe wydarzenie, które odbywa się w połowie czerwca w tej malowniczej scenerii doliny rzeki Răut. Festiwal DescOpera to plenerowy koncert muzyki klasycznej – najlepsi muzycy pod batutą znanego austriackiego dyrygenta, Friedricha Pfeiffera, orkiestra symfoniczna pod gołym niebem, publiczność siedząca na belach siana… A wokół piknikowa atmosfera, stoiska z rękodziełem, daniami z grilla, lokalnymi winami. Doskonałe uzupełnienie wyjazdu do kraju, który na każdym kroku pozytywnie zaskakuje.

moldawia descopera2019