„Wolimy tłumy turystów niż miasto duchów.” Split czeka na gości i na grupy zwiedzających

Dino Ivančić Split
Dino Ivančić / fot. Stefano Spalletta

Rok temu Split odwiedziło prawie milion turystów, dziś miasto wygląda jak wymarłe. Ponad 5,5 tys. przewodników chorwackich zostało bez zatrudnienia. Wiedzą, że zatrudnienie szybko nie powróci, mimo otwarcia granic. Na początek przyjadą plażowicze i turyści indywidualni. Dino Ivančić, przewodnik ze Splitu, relacjonuje nam sytuację. Liczy na to, że we wrześniu wróci do pracy.

Marzena Markowska: Jak wygląda sytuacja w Splicie z punktu widzenia przewodnika?

Dino Ivančić: Nadal jest pusto. Nie ma w ogóle turystów. Podobnie jak moi koledzy z branży turystycznej od miesięcy nie mam pracy. I jestem w pełni świadom tego, że szybko się to nie zmieni, a przynajmniej nie dla całej branży. Niektórzy usługodawcy wrócą do gry szybciej, dla innych zastój potrwa dłużej. Spodziewam się, że jako pierwsi wrócą turyści indywidualni, nocujący na kwaterach i przypływający jachtami. Przewodnicy turystyczni będą więc w tej drugiej grupie – będziemy musieli dłużej zaczekać na klientów.

Problemem jest reguła dystansu społecznego. Nie da się oprowadzać 50-osobowej grupy zachowując dwa metry odstępu między uczestnikami.

MM: Szukasz innej pracy?

DI: Na razie nie, jeszcze czekam na rozwój sytuacji. Nadal mam nadzieję, że w pewnym momencie jednak wszystko wróci do normy. Oczywiście, przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa – to ono jest teraz priorytetowe. Zarówno dla nas, jak i dla naszych klientów.

MM: Ile osób odwiedziło Split w 2019 roku?

DI: Rok temu mieliśmy 943,9 tys. turystów, łącznie 2,756 mln noclegów.

MM: Chciałbyś, żeby było tak, jak przed pandemią? Miasto pozbyło się przynajmniej jednego problemu – overtourismu…

DI: Obecnie jest to miasto duchów. Całkowicie wymarłe.

MM: Czy to nie jest szansa na naprawę sytuacji? Overtourism albo miasto duchów – to jedyna alternatywa?

DI: W Chorwacji turystyka jest obecnie jedną z największych gałęzi przemysłu, więc ciężko jest sobie wyobrazić, jak mielibyśmy obyć się bez dużej liczby przyjezdnych. Ich obecność to bardzo konkretny zarobek dla wielu osób.

MM: Tak, ale na przykład grupy podpływające do portu dużymi statkami wycieczkowymi to bardziej tłumy na ulicach niż zarobek dla miasta.

DI: To nie jest takie proste. Oczywiście, ten klient nie skorzysta z bazy noclegowej, gdyż albo w ogóle nie zostaje na noc, albo śpi na pokładzie statku. Jednak część usługodawców na nim zarabia. Przede wszystkim touroperatorzy i agencje turystyczne, ale również: przewodnicy oraz firmy ich zatrudniające, muzea, bary i restauracje, kierowcy… To nie jest tak, że w ogóle nie mamy przychodów z tego turysty.

Dużo zależy też od tego, jaka to linia cruise, jak duży jest statek i jakiego typu klient nim przypływa. Zdarza się, że na mniejszym ekskluzywnym jachcie przypływają ludzie, którzy zostawiają w Splicie dużo pieniędzy.

Podobnie można by podejść do wynajmu domków na plaży, kempingów, kamperów… Można również narzekać, że są turyści, którzy przyjeżdżają z własnym wyżywieniem, gotują sobie sami, nie wynajmują noclegów. Że ich pobyt nie przynosi korzyści finansowych. Ale to nieprawda. Pobyt każdego turysty jest dla nas wartościowy I każdego chętnie powitamy.

MM: Rozumiem ten punkt widzenia, ale czy to oznacza, że miasta takie jak Split czy Dubrownik są skazane na nadmierne zatłoczenie?

DI: Prawdę mówiąc, ten tłum jest nam potrzebny – bez niego nie mielibyśmy za co żyć. To prawda, że – niestety – niektóre miejsca są za bardzo zatłoczone, ale jednocześnie – inne nie są.

MM: Czyli overtourism to mniejsze zło? Tłoczno, ale przynajmniej syto?

DI: Jeśli mam być szczery, wolę tłumy od tego, co mamy teraz. Ale nie tylko ze względu na argument materialny. Są też inne aspekty, na które trzeba zwrócić uwagę. Chociażby inwestycje, które są przeprowadzane ze względu na zainteresowanie turystów zabytkami.

Koszt utrzymania np. Pałacu Dioklecjana, jego renowacji, jest bardzo wysoki, to samo ze starówką. Władze lokalne łożą na to, wiedząc, że ta inwestycja się zwróci, bo zadbane zabytki przyciągną turystów. Gdyby nie turyści i ich chęć zwiedzania, oglądania zabytków, prawdopodobnie nikt by o to nie dbał. To samo z całą infrastrukturą turystyczną, która przecież służy wszystkim.

Nie koncentrowałbym się na negatywnych skutkach zwiększenia ruchu turystycznego, ponieważ jest mnóstwo pozytywnych. Dla mnie najważniejszy jest ten społeczny. Rola, którą turystyka odgrywa w tym aspekcie jest bezcenna. Ludzie, mając styczność z innymi kulturami, stają się bardziej otwarci, nie tkwią w myślowych schematach.

MM: Czy to samo można powiedzieć o kwarantannie? Widzisz jakieś pozytywne jej skutki? Negatywne chyba wszyscy już znamy – brak dochodów, pracy, przychodów z podatków…

DI: Tak, widać, na jak cienkich podstawach oparta jest cała idea wzrostu gospodarczego. Ekonomia się zawaliła, ponieważ ludzie kupują tylko to, co rzeczywiście jest nam potrzebne. O czym to świadczy? Zdecydowanie trzeba wiele zmienić i to dotyczy również Chorwacji. Trzeba zrozumieć, że turystyka to nie jest jedyna podstawa, na której można budować gospodarkę. Trzeba zdywersyfikować źródła dochodu.

MM: Może pandemia to wywoła? Zachęci ludzi, by poszukali innych rozwiązań?

DI: Sądzę, że tak, ludzie będą szukali innych możliwości. Ja nadal chciałbym pracować w tym biznesie, bo bardzo to lubię. Na razie nie szukam innego zajęcia.

MM: Ile osób jest w takiej sytuacji?

DI: Ponad 5,5 tys. przewodników turystycznych nie ma obecnie pracy. Pewnie część z nich szuka innych źródeł utrzymania.

MM: Czy otrzymaliście pomoc ze strony rządu?

DI: Ja osobiście jeszcze nie, ale wiem, że sporo kolegów dostawało częściowe rekompensaty przez trzy miesiące. Mam nadzieję, że też wkrótce otrzymam pomoc. Sytuacja pilotów i przewodników jest bardziej skomplikowana z uwagi na sezonowość tego zajęcia. Spodziewamy się kolejnych decyzji co do dopłat w maju.

MM: Chorwacja zdecydowała się otworzyć już granice dla turystów. Więc pewnie wrócisz do pracy szybciej niż się spodziewałeś?

DI: Nie sądzę. Najliczniejszą grupą moich klientów są Amerykanie, obsługuję też grupy dziennikarskie. Do tej pory miałem same anulacje, zero nowych zleceń. Jesteśmy grupą, która ucierpiała jako pierwsza i jako ostatnia się podniesie. Skoro niedozwolone jest gromadzenie się w grupie i trzeba zachowywać dwumetrowe odstępy, jak mam wykonywać swoją pracę?

Turyści wrócą – co do tego nie mam wątpliwości. Ale pojadą na plażę, więc nie skorzystają z moich usług. Nie muszę im przecież objaśniać, jak się opalać i kąpać w morzu.

MM: Jak to wygląda w Chorwacji od strony prawnej? Nie wolno się gromadzić?

DI: Regulacje zmieniają się z dnia na dzień, teraz te odnoszące się do grup zostały poluzowane. Jednak ciężko jest przewidzieć, kiedy będziemy mogli wykonywać swoją pracę w normalny sposób. A nawet gdy to nastąpi, turyści nie pojawią się na progu naszych biur następnego dnia. Zorganizowanie wszystkiego zapewne potrwa. Sporo zależy też od regulacji stosowanych przez kraje, z których przyjeżdżają klienci oraz od tego, jak rozwijać się będzie sytuacja na rynkach źródłowych.

Mam nadzieję, że praca pojawi się pod koniec sezonu. Byłoby miło, gdyby wrzesień i październik przyniósł powrót do zwiedzania w grupach z przewodnikiem.