Słowacja – tatrzańskie ski safari dla zaszczepionych

fot. archiwum Slovakia Travel

Podczas gdy na polskich stokach tłok, słowackie stacje narciarskie są pustawe. Wszystko za sprawą obostrzeń covidowych. U nas w zasadzie ich brak, za to Słowacy egzekwują konieczność paszportów covidowych i noszenie maseczek na wyciągach.

Polska jest jak Szwajcaria w ubiegłym sezonie – to jedyne miejsce, gdzie bez problemu mogą szusować niezaszczepieni narciarze. Z tego powodu do polskich ośrodków przenieśli się również narciarze z Czech i Słowacji, dla których covidowy paszport to co najmniej ujma na honorze.

Pod znakiem FFP2

Za to po południowej stronie Tatr na teren narciarski obsługa wpuszcza jedynie tych, którzy taki paszport mają. Do kolejki gondolowej nie ma szans wejść bez maseczki FFP2 a tym, którzy lekceważą taki obowiązek obsługa najpierw stanowczo o nim poucza a krnąbrnym po prostu anuluje skipass.

Dla polskich narciarzy, którzy czują się bezpiecznie szusując ze świadomością, że ich wszyscy na stoku i wyciągu to osoby wyłącznie zaszczepione, wypad na Słowację to ciekawa alternatywa – nie tylko dlatego, że na Słowację jest niewiele dalej niż do Zakopanego, Białki Tatrzańskiej czy Szczyrku. Słowackie stacje to również nowoczesne wyciągi, świetne trasy i bogata oferta apres ski – choćby w postaci wielkich parków termalnych, jak Aqua City w Popradzie czy Tatralandia w Liptowskim Mikulaszu (największy park wodny w tej części Europy).

Ciekawym rozwiązaniem na kilkudniowy nawet narciarski wypad na południową stronę Tatr jest ski-safari. Jeśli zdecydujemy się na Tatrzańską Łomnicę, Strbskie Pleso i Jasną, wystarczy jeden karnet, tzw. Gopass. To tak naprawdę połączenie karnetu narciarskiego i systemu zniżek w restauracjach i schroniskach, Aquaparkach itp. Warto kupować go przez internet a nie bezpośrednio w kasach, wychodzi znacznie taniej.

Widoki jak z drona

Tatrzańska Łomnica to ośrodek z najwyżej położoną w Tatrach trasą narciarską i jednym z najdłuższych zjazdów do dolnej stacji – ponad 6 km. Zjazd z samej góry wymaga naprawdę eksperckich umiejętności – to czarna stroma trasa z Lomnickego Sedla (2190 m). Na 1,2 km długości przewyższenie wynosi niemal 500 metrów. Ze stacji Skalnate Pleso (1751 m) z przyjemnością zjadą jedynie dobrzy narciarze – na pierwszych 1,3 km biegnących równolegle czerwonych nartostrad 5 i 6 jest sporo stromizn, często wychodzi lód, bo to jedyna możliwość dostania się na nartach do stacji START (1171 m). Dopiero ich końcowy kilometr mocno się wypłaszcza umożliwiając bezpieczne carvingowe skręty na dużych prędkościach.

Trasa w Tatrzańskiej Łomnicy/fot. JK

START to nie – jak sugeruje nazwa – dolna stacja wyciągów, lecz miejsce swoistej selekcji dobrze i słabo jeżdżących na nartach lub desce – ci drudzy powinni, stąd zjeżdżać w dół po świetnie przygotowanych, szerokich niebieskich nartostradach, ale warto by każdy, niezależnie od narciarskich umiejętności, wjechał na samą górę gondolką. To Łomnicki Szczyt, drugie najwyższe wzniesienie w Tatrach (2634 m) z fantastycznymi widokami na górskie pasma (widać stąd nawet Babią Górę) oraz klimatycznym schroniskiem. A cały system blisko 14 kilometrów nartostrad Tatrzańskiej Łomnicy ogląda się niczym z drona.

Na szczycie Łomnicy/fot. JK

10 kilometrów sztruksu

Oddalone od Tatrzańskiej Łomnicy o 20 km Strbskie Pleso (jeździ się na ten sam skipass) to kameralny ośrodek z 10 km tras. Trzy minuty oczekiwania na jedną z kanap to maksymalny czas, jaki spędza się w kolejce do wyciągu.

Dwie czerwone nartostrady poprowadzono spod Chaty pod Soliskiem (1845 m) po odkrytych połaciach do Medvediej Kopy, z której do dolnych stacji wyciągów schodzą kolejne dwie czerwone i jedna niebieska nartostrada. Dla dobrych narciarzy to ciekawe miejsce jednodniowe szusowanie, ci słabsi nie powinni zrażać się faktem, że jest tu tylko jedna niebieska trasa, bo większość czerwonych (z wyjątkiem odcinka przy skoczni narciarskiej) nie jest stroma i świetnie przygotowana, nawet po południu trudno znaleźć na nich muldy.

Sama miejscowość nad czarującym górskim jeziorem jest niezwykle urokliwa – hotele są pięknie wkomponowane w krajobraz, jest 26 km tras biegowych, bo sława Strbskiego Plesa bierze się faktu, że to właśnie tu rozgrywano mistrzostwa świata i Uniwersjady.

Trasa w Szczyrbskim Jeziorze/fot.

Santiago de Compostela w Smokowcu

Z Wysokich Tatr do Jasnej w Demianowskiej Dolinie jest kilkadziesiąt km więc przemieszczając się do tej perły w koronie słowackich stacji narciarskich warto zaplanować dzień tak, by po drodze zajrzeć do Starego Smokovca a stąd, naziemną kolejką (na ten sam skipass co w Tatrzańskiej Łomnicy i Strbskim Plesie), na Hrebienok. Kiedyś były tu trasy narciarskie, teraz ze szczytu zjeżdża się tylko na sankach.

Ale nie dla sanek warto zrobić przystanek w Smokowcu. Na szczycie Hrebienoka od 2013 roku funkcjonuje zjawiskowa wręcz Tatrzańska Świątynia Lodowa. W tym sezonie w lodzie wyrzeźbiono imponującą replikę katedry św. Jakuba w Santiago de Compostela. Najwyższy szczyt lodowej budowli ma 12 metrów.

fot. JK

Na Hrebienoku to tylko jedna z atrakcji. Kto wie czy nie większą od lodowej świątyni jest najstarsze zachowane do dziś tatrzańskie schronisko „Rainerova Chata” na Staroleśnej Polanie, założone w 1863 roku. Petr Petras, czerstwy, 76-letni góral prowadzi je od ponad 20 lat. Każdej zimy rzeźbi lodową stajenkę przed schroniskiem, a w kamiennym, jednoizbowym wnętrzu ma kolekcję dzwonków (największy jest z Polski, ale najciekawszy z Zanzibaru), raków i mały bar z rozgrzewającą „góralską” herbatą. Chętnie opowiada o byciu szerpą, przygodach w wojsku i karierze nauczyciela psychologii i filozofii.

Supergwiazda w superstacji

Nasze ski safari zakończmy w Jasnej, największym ośrodku narciarskim nie tylko na Słowacji, ale w ogóle w tej części Europy. Ponad 50 km tras plus dziesiątki ha terenów do freeride’u zrobią wrażenie nawet na bywałych w alpejskich kurortach narciarzach. Dość powiedzieć, że Jasna to miejsce, gdzie do dziś trenuje supergwiazda narciarstwa alpejskiego Petra Vlhova i gdzie rozgrywany jest Puchar Świata w slalomie i w gigancie.

Na Chopoku/fot. AG

Tu naprawdę jest gdzie ostro poszusować, i to przez kilka dni. Teraz, gdy na trasach jeżdżą tylko zaszczepieni, ośrodek sprawia w ogóle wrażenie pustawego. Świetne trasy z Chopoka schodzą na północ i na południe, odpowiednie warianty znajdą dla siebie narciarscy eksperci i stawiający na nartach pierwsze kroki a najdłuższy zjazd z Chopoka do miejscowości Lucky ma 6,5 km.

Narty z rana…

Przed powrotem do domu warto rozważyć czy nie zafundować sobie tzw. fresh track. Nie jest to tanie szusowanie – karnet na dwie pierwsze godziny kosztuje prawie 70 euro, ale obejmuje szusy po świeżutkim sztruksie plus obfite śniadanie z powitalną lampką prosecco w restauracji Rotunda na szczycie Chopoka.

Restauracja Rotunda na Chopoku/fot. AG

Słowackie ośrodki narciarskie położone są w pobliżu znanych kompleksów basenów termalnych: Aqua City w Popradzie, w Besenovej i Tatralandii w Liptovskim Mikulaszu (największy w tej części Europy). Jeśli z powodu zlej pogody lub po prostu zmęczenia odpuszczamy sobie narty, możemy nasz skipass zamienić na całodniowy Aqua Ticket. Tak, w parkach wodnych wstęp jest również tylko dla zaszczepionych.

Słowacja od dzisiaj luzuje obostrzenia