Podwyżki dobiją polskie hotelarstwo

fot. Mediamodifier / Pixabay

Polski Ład jeszcze na dobre nie zagościł w polskiej gospodarce, a już ceny idące w górę w iście alpejskim stylu mogą rozwalić stojące jeszcze dwa lata temu na najwyższym europejskim poziomie polskie hotelarstwo. Ci, którzy przetrwali dwa lata zastoju pandemicznego, mogą zginąć od polskiego nieładu gospodarczego. Ogłoszone dzisiaj przez PGNiG obniżka cen niewiele poprawi.

Najpierw twarde fakty: ceny gazu drastycznie poszły w górę.

Przypomnijmy, że kiedy prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził w połowie ubiegłego roku taryfy na sprzedaż energii i gazu, nikt się jeszcze nie spodziewał, iż ceny wzrosną tak bardzo.
Od 1 października ubiegłego roku obowiązują wyższe ceny gazu sprzedawanego odbiorcom detalicznym (gospodarstwom domowym) przez PGNiG Obrót Detaliczny Sp. z o.o., G.EN GAZ Energia, Anco oraz EWE Energia.
Jednak taryfy samorządów i przedsiębiorców (m.in. branży hotelowej i gastronomicznej) nie są regulowane przez URE, tylko są regulowane na zasadach rynkowych.

Dzisiaj Jacek Sasin, wicepremier i szef resortu aktywów państwowych, ogłosił, że wchodzi w życie obniżka ceny dostawy gazu dla klientów biznesowych. Niestety, obniżka ma obowiązywać tylko do końca lutego a prezes PGNiG Obrót Detaliczny już zastrzega, iż „sytuacja rynkowa jest nadal bardzo niestabilna i nie można wykluczyć powrotu do trendu wzrostowego.”

Brak regulacji cen przez URE powoduje absolutną samowolkę operatorów i niebotycznie wysokie i szokujące rachunki za gaz, jakie otrzymują przedsiębiorcy. Do tego dochodzą znaczne podwyżki cen energii, coraz droższa żywność i – co jest następstwem zarówno podwyżek cen energii i gazu, jak strachu przez efektami Polskiego Ładu – drożeją wszelkiego rodzaju usługi na rzecz hoteli.

Hotelarze, którym cudem udało się przetrwać kolejne lockdowny, którzy od prawie dwóch lat borykają się z rządowymi decyzjami o zamykaniu hoteli, limitach gości, częściowych ograniczeniach działalności (zamykanie SPA, basenów, restauracji, sal konferencyjnych), którzy stracili nie tylko pieniądze, ale i wykwalifikowanych pracowników – obecnie są dobijani. Mimo że ostatni sezon letni był w miarę korzystny, to przecież był to czas odrabiania gigantycznych strat a nie zarabiania pieniędzy.

Wszystko drożeje

Gdybyż jeszcze podwyżki cen dotyczyły tylko gazu lub tylko prądu. Początek roku to jednak swoisty, śmiertelny koktajl podwyżek. Polski ład na razie nie pomaga przedsiębiorcom, wręcz przeciwnie. Wzrost kosztów utrzymania pracowników (składki zdrowotne) i większe podatki, powodują, że każdy, kto tylko może podnosi ceny swoich usług. A więc firmy odpowiedzialne za wywóz śmieci i firmy dostarczające wodę pitną. Drożeje transport, żywność, usługi okołohotelowe. Poprosiliśmy kilkoro dyrektorów hoteli z różnych regionów Polski o ocenę sytuacji.

Karina Przybyło-Kisielewska, wiceprezes hotelu Bristol Art & Medical Spa w Busku Zdroju: „Jeśli chodzi o gaz mieliśmy o tyle szczęście, że w ubiegłym roku podpisaliśmy z operatorem dwuletnią umowę, tak więc wyższe rachunki za gaz dostaniemy dopiero w przyszłym roku. Ale nie żyjemy w próżni. Wszyscy wokół podnoszą ceny, praktycznie wszystkie firmy, z którymi współpracujemy przysłały nam aneksy do umów z podwyższonymi cenami – pralnia (a dziennie nasz gość, korzystający z zabiegów zużywa średnio cztery ręczniki), firma dostarczająca wodę pitną dla kuracjuszy, firma odpowiedzialna za dezynfekcję, firma transportowa). Szacujemy, że pierwszy tegoroczny rachunek za prąd będzie o 200 proc. wyższy.
W głównym budynku mamy 130 miejsc dla gości, basen z podgrzewaną wodą, 42 gabinety zabiegowe. To wszystko generuje koszty (ogrzewanie, utrzymywanie czystości, dezynfekcja, pralnia). W grudniu podnieśliśmy ceny o 15 proc. za dobę, drugą podwyżkę będziemy zmuszeni wprowadzić w marcu.”

Piotr Syska, dyrektor 5* hotelu Odyssey w Dąbrowie koło Kielc: „Jeśli chodzi i prąd, to jesteśmy względnie zabezpieczeni do jesieni. Mamy podpisaną umowę z operatorem, której termin kończy się w październiku. Nasze zapotrzebowanie na energię wynosi 160-200 kW.
Przy dobrej pogodzie 40 kW zapewnia nam fotowoltaika, którą zainstalowaliśmy kilka lat temu. Ale żeby zamontować na dachu budynku kolejne panele fotowoltaiczne i podnieść uzyskanie energii do 100kW, muszę się starać o pozwolenie na budowę! Procedury, odstraszają wykonawców, którzy nie chcą się podejmować realizacji inwestycji, a czas przejścia procedury i uzyskania pozwoleń określają na jeden rok. Montaż instalacji na istniejącym budynku nie wpływa w żadnym stopniu na otoczenie, nie powstaje nowa budowla, a mimo to, poprzez konieczność uzyskania pozwoleń skomplikowano pozyskanie zielonej energii nawet na własne potrzeby.

Dużo gorzej przedstawia się sytuacja z gazem. Hotel Odyssey należy do kameralnych obiektów, dysponuje tylko 42 pokojami, ale ma dużą kubaturę i powierzchnię 6 tysięcy metrów kwadratowych, więc jest dość energochłonny. Szczególnie że z powodu specjalizacji SPA, gros energii pochłania część relaksacyjna: duży ponad 200-metrowy basen, basen solankowy, zespół łaźni i saun.

W ubiegłym roku płaciliśmy 96 zł za MWh gazu ziemnego. W tym roku zmuszeni byliśmy do podpisania umowy na dostawy po cenie giełdowej. A więc płacić będziemy każdego miesiąca inną cenę, uśrednioną (według notowań giełdowych). Obecnie wynosi ona ok 400 zł, ale to już jest ponad cztery razy więcej niż w 2021 roku, kiedy płaciliśmy miesięcznie 30-35 tys. brutto tylko za gaz. Z rachunku wynika, że teraz zapłacimy za gaz 120-140 tys.

Kiedy do tego dodamy rachunki za prąd (na razie po niższych cenach), wodę, ścieki, wywóz odpadów, to same media kosztują nas 200 tysięcy i trudno w miesiącach zimowych spodziewać się zysku z działalności.
Wzrosły też ceny żywności (np. jajka podrożały o 20 groszy na sztuce, a kupujemy ich rocznie ponad 50 tysięcy sztuk).”

Adriana Rogalska, dyrektorka hotelu Natura Mazury w Warchałach: „Na szczęście korzystamy z gazu propan-butan (z butli), on podrożał w porównaniu do gazu ziemnego stosunkowo nisko – w porównaniu do zeszłego roku o 65 proc. Prąd podrożał o 55 proc. Zmuszeni zostaliśmy podnieść ceny, obecnie są o 10-15 proc. wyższe niż w ubiegłym roku.”

Agnieszka Maszner-Paprocka, dyrektorka regionalna Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego w województwie zachodniopomorskim, dodała: „W ostatnich dniach nasi hotelarze otrzymali faktury za grudzień a przypomnę, że w grudniu były dwie podwyżki cen gazu. No i te faktury opiewają w naszym województwie na sumy o 500 a nawet (to nasz wojewódzki rekordzista) o 800 proc. wyższe niż w ubiegłym roku! Warto podkreślić, że PGNiG ustala ceny giełdowe niezależnie od pochodzenia gazu. Na przykład okolice Kołobrzegu czerpią gaz ze źródeł lokalnych z Karlina, a i tak kołobrzescy hotelarze płacą cenę giełdową.

Prąd podrożał ok 300 proc., żywność średnio o 10-20 proc., usługi pralni o 20 proc. a pensje pracowników – jeśli mamy komu płacić – również o 20 proc.

Do tego wzrost składek zdrowotnych spowodowany wprowadzeniem Polskiego Ładu, spowodował, że wszyscy dostawcy przenoszą ciężar tych kosztów na obiekty hotelowe. Tak więc otrzymujemy aneksy do umów (np. dotyczących usługi deratyzacji) zawierające 10-30 proc. podwyżki.

Nic więc dziwnego, że hotelarze są zmuszeni podnieść ceny. Podwyżki będą wynosić od 15 do 25 proc. Dużo gorzej oczywiście mają właściciele mniejszych obiektów, w których trzycyfrowe podwyżki kosztów rozkładają się na mniej gości. Ale dla każdego obiektu podwyżki cen mediów są szokiem. Znam duży hotel nadmorski, który tylko za media będzie w tym roku płacił 400 tysięcy złotych.

Dyrektorzy, właściciele hoteli zastanawiają się co robić. I nic dziwnego, no jeśli ktoś płacił miesięcznie 17 tysięcy za gaz, a teraz ma płacić ponad 100 tysięcy, to jest to dramat.
W zasadzie sam gaz zje zyski za pobyt gości.

Bartosz Powiedzki, dyrektor marketingu Hotelu Kryształ w Szklarskiej Porębie: „Rachunki za gaz są o 300 proc. wyższe, za prąd – o 100 proc. Wszyscy pracownicy – zatrudniamy 20 osób – wystąpili na początku roku o podwyżki 10 – 15 proc. Mamy do dyspozycji 40 pokojów, basen i restaurację otwartą dla gości z zewnątrz. Wszystko drożeje, swoje „dokładają” nowe przepisy i opłaty związane z wprowadzeniem Polskiego Ładu.

Niskie obłożenie, krótkie okienko rezerwacyjne, lekka nadzieja

To reguła ostatniego roku w turystyce – czas między decyzją klienta i rezerwacją pobytu a samym pobytem skrócił się do absolutnego minimum. Podobnie jak w przypadku biur podróży, w których klienci bardzo rzadko wykupują wyjazdy z kilkumiesięcznym czy nawet kilkutygodniowym wyprzedzeniem, tak w przypadku hoteli, gości rezerwują pobyty nawet na dzień, dwa przed przyjazdem. Nie ma mowy o jakiekolwiek strategii cenowej, w zapomnienie poszło planowanie pracy personelu na dalej niż tydzień.

Karina Przybyło-Kisielewska skomentowała: „Hotelarze spoza terenów górskich będą mieli bardzo ciężką zimę. Od 7 stycznia obłożenie spada. 7 stycznia było rekordowe 84,1 proc., ale obecnie waha się między 19,72 a 40 proc. W ostatni weekend wyniosło 40 proc., dzisiaj tj w czwartek) wynosi 26,76. Warto zaznaczyć, że rezerwacje są dokonywane 1,5 doby przed przyjazdem. Nic nie możemy długofalowo zaplanować, nie możemy w tak krótkim terminie „grać” cenami.
Liczę, że goście tak naprawdę wrócą do nas po Wielkanocy. Trzymam pracowników, bo jak mi teraz odejdą, to nie będę miała nikogo wiosną. Tuż przed pandemią zatrudnialiśmy 109 pracowników, obecnie – 89.

Agnieszka Maszner-Paprocka, podkreśliła: „O zamknięciu hotelu nikt nie myśli. Trzeba podkreślić, że okienko rezerwacyjne jest obecnie bardzo krótkie i w każdej chwili frekwencja może się podnieść. Na to liczymy. I nie ukrywam, że na większe zrozumienie ze strony niektórych klientów. Już teraz bowiem pojawiają się głosy, że hotelarze nie powinni myśleć o zarabianiu. Wszystko drożeje a my – według tych osób – powinniśmy trwać przy niskich cenach.”

Piotr Syska, dodał: „Konsekwencją wzrostu kosztów będzie konieczność podniesienia cen usług. W obiektach hotelarskich o niewielkiej liczbie pokoi ta podwyżka będzie niestety wyższa.
Na razie jednak nie podnosimy cen, bo może to spowodować spadek sprzedaży, a pierwsze miesiące roku w regionie świętokrzyskim i tak nie należą do najlepszych pod kątem przyjazdu turystów. Wstrzymujemy się też, bo mamy nadzieję, że sytuacja w sektorze energetycznym wróci do normy.

Na sprzedaż usług do weekendu Trzech Króli nie możemy narzekać, mimo, że wielu gości obawia podróżować z powodu sytuacji zdrowotnej. Przed nami jednak trudne miesiące zimowe z dużymi kosztami i mniejszą sprzedażą, gdyż restrykcje znacznie zmniejszyły ilość konferencji, szkoleń czy eventów, które wypełniały nam zawsze robocze dni tygodnia i stanowiły znaczny procent przychodów.

Przed nami okres ferii zimowych. Choć mamy wokół hotelu kilka ośrodków narciarskich, to jednak goście indywidualni częściej wybierają na ferie wyższe góry i zakopiański klimat. Nie mamy zatem wielkich oczekiwań od szczytu ferii. Liczymy raczej na gości szukających relaksu, odnowy biologicznej w Spa, rozrywki i dobrej zabawy, jaką zawsze serwujemy w ramach luksusowego wypoczynku w Odyssey.”

Adriana Rogalska: „Do dyspozycji gości mamy 93 pokoje, możemy przyjąć maksymalnie 240 osób, ale tej zimy frekwencja dochodzi do 30 proc. Przed pandemią w styczniu mieliśmy obłożenie w wysokości 50 proc. Okienko rezerwacyjne jest bardzo krótkie, dużo jest też anulacji z powodów „covidowych” (kwarantanna, choroba). Każdego miesiąca drżymy, czy zarobimy na koszty.

Czekamy na wiosnę i na „odblokowanie” sektora MICE. Jesteśmy hotelem nastawionym na wypoczynek rodzinny, większość weekendy, to właśnie pobyty rodzin z dziećmi, ale goście MICE „wypełniali” nam środek tygodnia a w roku branża MICE dawał nam 30 proc. przychodów.

Bartosz Powiedzki: „My już jesienią, przewidując podwyżki mediów i większe koszty związane z Polskim Ładem podnieśliśmy ceny w ofercie zimowej. Na szczęście nasz klient ni zwraca tak bardzo uwagi na dość nieznaczne (kwotowo) podwyżki i cieszymy się bardzo dobrym obłożeniem. Święta i Sylwester wypadły bardzo dobrze, na ferie prawdopodobnie będziemy mieli – jak co roku – obłożenie 100 proc.”

To, że ceny noclegów w hotelach w Polsce pójdą w górę było do przewidzenia. Wszystko drożeje, inflacja wzrasta, gości zagranicznych i konferencyjnych brak. Jednak tak horrendalnego wzrostu cen mediów nikt się nie spodziewał. Wielu hotelarzy może się poważniej niż do tej pory zacząć zastanawiać nad zamknięciem interesu. Ci, którzy cudem przetrwali prawie dwa lata pandemicznego zastoju, mogą zginąć z powodu polskiego nieładu gospodarczego.