Banki chcą cofać firmom kredyty. Kryzys w turystyce może zadziałać jak domino

kryzys turystyka
fot. Gerd Altmann z Pixabay

Jeśli rząd nie wpłynie na banki komercyjne, żeby te nie wypowiadały kredytów obrotowych firmom turystycznym i nie zmieniały ich warunków, sytuacja w turystyce może przyspieszyć problemy w innych dziedzinach gospodarki. Trwają negocjacje przedsiębiorców z Ministerstwem Rozwoju. Jutro, 11 marca, ma się odbyć narada z sektorem bankowym.

O tym, że branża turystyczna, hotelarska, transportowa i przemysł spotkań to jedne z pierwszych gospodarczych ofiar sytuacji z epidemią koronawirusa, piszemy już od jakiegoś czasu. Powstrzymywanie się od podróżowania oraz fala odwoływanych rezerwacji sprawia, że wszystkie segmenty rynku w ciągu paru tygodni pogrążyły się w kryzysie. Przedsiębiorcy oczekują, że rząd potraktuje tę sytuację jak klęskę żywiołową i zaproponuje realne wsparcie. Tym bardziej, że do katalogu problemów ciągle dołączają nowe. Jednym z najbardziej palących jest reakcja banków, które nie mogą dłużej reasekurować ryzyka generowanego przez branżę turystyczną. Aby spełnić wymogi KNF muszą zmieniać warunki umów kredytowych.

Turystyka początkiem lawiny?

„W tej chwili jesteśmy dla banków śmieciową branżą, której nie wolno finansować. Żaden komercyjny bank nie udzieli nam kredytów. Raczej każdy szuka sposobu, żeby wypowiadać umowy. Brak bieżącej sprzedaży, odwoływanie rezerwacji i do tego konieczność spłaty zobowiązań – w obecnej sytuacji branża tego nie udźwignie. A gdy zaczną się bankructwa dużych firm, to pójdzie lawinowo – ucierpią firmy leasingowe i ubezpieczeniowe. Turystyka może być pierwszym elementem domina. Trzeba pomóc podtrzymać je w pionie” – komentuje Piotr Sućko z firmy Funclub.

Przedsiębiorca skomentował dziś pakiet pomocowy przygotowany wczoraj przez rząd uznając, że propozycje są niewystarczające. Według niego brakuje przede wszystkim gwarancji bezpieczeństwa umów kredytowych oraz natychmiastowego zwrotu VAT za ubiegły rok, na co firmy czekają miesiącami.

Pakiety pomocowe dla sektora turystycznego przygotowują rządy krajów europejskich: Włoch, Hiszpanii, Niemiec. W Polsce pomoc ma dotyczyć wszystkich małych i średnich przedsiębiorstw. Przedsiębiorcy alarmują – odroczenie składek i zwiększenie limitu de minimis to za mało, potrzebne jest konkretne wsparcie.

Kluczowe negocjacje z bankami

„Działania są potrzebne teraz, a nie gdy zaczną się problemy. Banki mają przygotowane rozwiązania, te mniejsze rozumieją naszą sytuację. Tylko że potrzebne są pewne instrumenty, które może dostarczyć tylko rząd. To co zaproponowano jest otwarciem drzwi, ale raczej w jednej trzeciej. Mam nadzieję, że to podejście się zmieni” – komentuje Paweł Niewiadomski, prezes Polskiej Izby Turystyki.

Jak się dowiadujemy, na czwartkowe przedpołudnie zaplanowane jest spotkanie przedstawicieli branży, Ministerstwa Rozwoju i Związku Banków Polskich.

„Duzi touroperatorzy mają pootwierane linie kredytowe, taki jest charakter tej działalności. Chodzi nam o to, żeby w związku z sytuacją banki nie zaczęły zrywać z nami umów. Być może trzeba też będzie zwiększyć wartość udzielonych kredytów” – komentuje Piotr Henicz podkreślając, że duzi touroperatorzy mają stabilną sytuację finansową, lecz w tej bezprecedensowej sytuacji potrzebują konkretnych działań i środków zaradczych ze strony rządu.

Nie stać nas na rozłożenie turystyki

Jeden z naszych rozmówców z dużej firmy działającej na rynku zorganizowanej turystyki wyjazdowej podkreśla, że sytuacja ma wymiar globalny. Turystyka odpowiada za 12 proc. światowego PKB i to tylko w sposób bezpośredni, nie wspominając o generowaniu milionów miejsc pracy:

„Światowej gospodarki nie stać na to, żeby odpuścić sobie sektor turystyczny. Jeśli zaczną upadać duzi gracze, to będzie miało dużo większy skutek niż sam koronawirus, bo to może rozpocząć globalną recesję. Nie wyobrażam sobie scenariusza, w którym dla tej gałęzi gospodarki nie jest przyznawana konkretna finansowa pomoc ze strony rządów. Gdyby upadła turystyka, to mielibyśmy przed sobą wizję głębokiej recesji na kilka lat, a tak może czeka nas tylko spowolnienie.”

Komisja Europejska utworzyła wart 25 mld euro fundusz, który ma pomóc zatrzymać gospodarcze skutki koronawirusa. Nie wiadomo jednak czy i ile z tych środków trafi do branży turystycznej.

Minimalizowanie strat, oczekiwanie na wiosnę

Jak na razie przedsiębiorcy turystyczni zakładają optymistyczny wariant – że walka z epidemią potrwa jeszcze kilka tygodni, po czym świat zacznie wracać do normy.

„Sytuacja nie jest tragiczna, choć jest oczywiście kryzysowa. Trzeba podejmować doraźne decyzje, które w tej chwili zminimalizują straty. Skracamy sezon zimowy tam, gdzie jest to możliwe, wychodząc z założenia, że za kilka tygodni będziemy po najgorszym dniu walki z epidemią i nastąpi zwrot – nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach. Pozytywne informacje płyną z Chin, gdzie spada liczba zachorowań i na tym też trzeba się skupiać” – komentuje Piotr Henicz.

„Powoli zaczniemy przywracać normalny ruch, pytanie jak długo będzie trwał okres przejściowy. Trzeba renegocjować umowy z hotelami i przewoźnikami, dążyć do minimalizacji kosztów. Szczęściem w nieszczęściu jest moment, w którym się znajduje branża touroperatorska, czyli przejście między sezonem zimowym a letnim. W szczycie sezonu byłoby to załamanie jednoznaczne” – dodaje.

Dla branży kluczowa jest odpowiedź na pytanie, czy scenariusz optymistyczny jest realny – i czy maj-czerwiec będzie okresem wyjścia z kryzysu i obniżeniem poziomu paniki. Inaczej wkrótce możemy się obudzić w zupełnie nowej rzeczywistości z rynkiem, którego kształt ciężko przewidzieć. Z pewnością sytuacja służyć będzie umocnieniu międzynarodowych koncernów kosztem mniejszych i krajowych graczy.