TUI Travel z zyskiem

Przychody TUI Travel wzrosły o 4 procent i przekroczyły 15 miliardów funtów, a zysk operacyjny z działalności touroperatorskiej firmy wzrósł o 22 procent – pokazuje podsumowanie ostatniego roku.

Największy koncern turystyczny świata swoje wstępne wyniki finansowe za ostatni rok obrotowy (październik 2012 – wrzesień 2013) opublikował 10 grudnia. Początkowo niezbyt przypadły one do gustu inwestorom, bo pierwszą reakcją był szybki spadek cen akcji o prawie 6 procent. Była to sytuacja odwrotna niż w wypadku Thomasa Cooka, gdy akcje po opublikowaniu wyników wystrzeliły o 14 procent do góry.
Ale jak to często na rynkach bywa, część inwestorów podobna jest w swoich reakcjach do zapalczywego kowboja, który najpierw strzela, a dopiero później pyta, o co właściwie chodzi. Nie inaczej było również i tym razem. Niektórych najwyraźniej wystraszył spadek zysku netto o ponad połowę, czyli z 137 do 63 milionów funtów, ruszyli więc raźno do wyprzedaży akcji, a wertowanie raportów zostawili sobie na później. Jak się jednak okazało nie było to postępowanie zbyt fortunne.
Zwolennicy uważnej analizy zorientowali się bowiem, że brak jest podstaw do wyprzedaży, a w przecenione właśnie akcje warto było zainwestować. W rezultacie spadki cen szybko powstrzymano, a do końca tygodnia akcje TUI Travel całkowicie odrobiły straty. Za to Thomas Cook, jakby dla równowagi, stopniowo zaczął niwelować poprzednie zwyżki.

Zyski mniejsze, ale większe

Znacząco mniejszemu zyskowi netto towarzyszyły również słabsze wyniki brutto (spadek z 201 do 181 milionów) oraz operacyjny (nieznaczny spadek z 301 do 297 milionów funtów). Nie wnikając zanadto w szczegóły można stwierdzić, że mniejsze zyski ukształtowały się pod wpływem znaczących wydarzeń i decyzji z przeszłości, a zatem nie miały związku z rezultatami działalności bieżącej.
Jednym z nich jest decyzja o dokonaniu odpisów związanych z tzw. goodwillem, czyli utratą wartości przejętych wcześniej przez koncern TUI przedsiębiorstw. Odpisy na ten cel wyniosły łącznie 188 milionów funtów i były aż o 168 milionów wyższe od ubiegłorocznych.
Kolejnym istotnym elementem obciążającym bieżący zysk netto była konieczność zapłacenia 50 milionów euro (42 miliony funtów) zaległych podatków, odsetek oraz kar skarbowych związanych z działalnością hiszpańskich spółek zależnych od TUI. Okres, którego dotyczą te rozliczenia, to lata 2002 – 2006.
Można więc stwierdzić, że bez uwzględnienia wpływu obu tych czynników zysk netto za ostatni rok obrotowy wyniósłby w warunkach porównywalnych 273 miliony funtów, a więc byłby niemal dwukrotnie wyższy od ubiegłorocznego (137 milionów funtów).

Kłopoty z Francuzami

Łączne przychody TUI Travel wzrosły o 4 procent i pierwszy raz przekroczyły 15 miliardów funtów. Przychody touroperatorskie, które stanowią około 85 procent całości, również wzrosły o 4 procent do 12,9 miliarda funtów, ale liczba klientów zmalała o 3 procent (z 20,1 do 19,5 miliona). Wymienioną dynamikę obrotów zdołał zapewnić tylko spory, bo aż siedmioprocentowy, wzrost średnich cen.
Zwiększenie liczby klientów zanotowano jedynie w Skandynawii (+7 procent) i na Wyspach (+1 procent), a największy spadek wystąpił we Francji (aż o 19 procent). Ta ostatnia pierwszy raz dała się wyprzedzić pod względem liczby klientów Skandynawii.
Najwięcej wyjeżdżających, mimo siedmioprocentowego spadku, nadal zanotowano w Niemczech (spadek z 6,43 mln do równych 6 mln), ale ich przewaga nad Wyspami bardzo się zmniejszyła (wzrost z 5,16 mln do 5,23 mln). Liderem przychodów pozostały jeszcze Niemcy (4,16 mld funtów), ale również tu są coraz mocniej naciskane przez Wielką Brytanię i Irlandię (3,88 mld).
Zysk operacyjny z działalności touroperatorskiej wykazał solidny wzrost o 22 procent (z 420 do 514 mln funtów). Największą jego poprawę zanotowano na Wyspach (z 197 do 251 mln funtów), a we Francji pogłębiono straty (z 47 do 60 mln). Co ciekawe, Thomas Cook największe kłopoty ma również z Francuzami. Jeżdżą oni wprawdzie nadal chętnie na wakacje, ale organizują je coraz częściej na własną rękę (np. do pobliskiej Hiszpanii).
Postępy osiągnięto zarówno w udziale kanałów własnych w sprzedaży ogółem (wzrost z 65 do 66 procent), jak i udziale sprzedaży przez Internet (wzrost z 33 do 35 procent). Pod tym ostatnim względem liderem pozostaje Skandynawia (67 procent), a outsiderem Niemcy – tylko 8 procent. Plany są bardzo ambitne – przewidują w roku 2017 wzrost udziału kanałów własnych w całości sprzedaży do 81, a Internetu do 50 procent.

Odwrót od samodzielnego rezerwowania?

Niewielka dynamika w biznesie touroperatorskim kontrastowała wyraźnie z szybkim rozwojem bezpośredniej sprzedaży usług hotelowych poprzez platformy B2B, takie jak Hotelbeds oraz Bedsonline. Wartość sprzedaży wzrosła w nich o 23 procent do 1,66 miliarda funtów, a pokojonocy o 16 procent do 19,3 miliona. Zysk operacyjny wzrósł w tym segmencie o 28 procent (do około 45 milionów funtów).
Jednocześnie odnotowano spadek rezerwacji hotelowych dokonywanych przez agentów internetowych (tzw. OTA, czyli online travel agents), których było mniej o 6 procent, w sumie za zaledwie 422 milionów funtów.
Zjawisko to może świadczyć, że racji mogą nie mieć ci, którzy przepowiadają rychły koniec tego zawodu. Rozwój sytuacji przedstawiony w sprawozdaniu TUI nie potwierdza, żeby szybko nastąpiła sytuacja, że turyści będą samodzielnie rezerwować online przeloty oraz hotele. Przytoczone dane zdają się świadczyć o czymś odwrotnym, czyli o cofaniu się takiego trendu na rzecz częstszego komponowania wakacji w biurach agencyjnych, które rezerwują hotele przy użyciu platform B2B takich właśnie jak Bedsonline.

Dobra sprzedaż zimy, słaba lata

Sprawozdanie przynosi również informacje na temat bieżących wyników sprzedaży sezonu zimowego 2013/2014 według stanu na 1 grudnia tego roku. Ogólne zaawansowanie sprzedaży wyniosło 60 procent, przy czym najwyższe odnotowano w Skandynawii (73 procent), a najniższe na Wyspach (52 procent). Najwyższy wzrost liczby klientów (bez uwzględnienia Egiptu) zanotowano również w Skandynawii (o 9 procent), stosunkowo duży spadek w Niemczech (również o 9 procent), a prawdziwy dramat we Francji (spadek aż o 33 procent). Średnia cena wzrosła o 5 procent, a spadła nieznacznie jedynie w Skandynawii (o 1 procent).
Podobnie jak to miało miejsce w ubiegłym roku, bardzo silnie rosła sprzedaż przez platformy B2B do rezerwacji usług hotelowych. Wzrost sprzedaży wyniósł 24 procent przy wzroście średniej ceny o zaledwie jeden procent, a więc pięciokrotnie mniejszym niż w wypadku gotowych pakietów touroperatorskich.
Zaawansowanie sprzedaży sezonu letniego osiągnęło zaledwie 13 procent, i dlatego te dane nie są jeszcze reprezentatywne.

Inwestorzy dostaną dywidendę

TUI konsekwentnie przeznacza część zysków na coraz wyższe dywidendy dla akcjonariuszy. Wypłaca ją w dwóch ratach, w październiku i w kwietniu. Tym razem zaproponowano, aby wyniosła ona łącznie 13,5 pensa na akcję (rok wcześniej 11,7 pensa), co stanowi ponad 3,5 procent w relacji do obecnej ceny akcji spółki, a więc znacznie przewyższa odsetki płacone przez banki (w funtach i w euro).
Pomimo wypłacenia dywidendy (łącznie 132 miliony funtów) koncernowi udało się w ostatnim roku poprawić płynność finansową. Na koniec września pierwszy raz nie miał on już zadłużenia netto, ale nadwyżkę środków pieniężnych netto w wysokości 2 milionów funtów. Przed rokiem zadłużenie to wynosiło jeszcze 142 miliony funtów.
Coroczne wypłaty dywidend stanowią jednak istotne obciążenie dla funduszy własnych spółki. W tym roku głównie z tego powodu, ale także z powodu odpisów na goodwill, zmalały one z 1 mld 609 mln do 1 mld 491 mln funtów.

Thomas Cook jednak lepszy

Choć bieżące wyniki biznesowe spółki są wyraźnie lepsze od wyników jej głównego rywala, jest ona traktowana przez rynki relatywnie mniej korzystnie. Obecna wartość jej działalności wyceniana jest na około 18 procent przychodów, podczas gdy Tomasa Cooka na ponad 20 procent i to w sytuacji, gdy rentowność jest jeszcze celem, który dopiero trzeba osiągnąć.
Co do klasycznych wskaźników giełdowej wyceny (fakt, że słabo nadają się one dla spółek turystycznych), to Thomas Cook jest w nich o całe niebo lepszy.
Inwestorów nie peszy nawet bardzo duża różnica w rentowności brutto i netto pomiędzy rywalami, która wynosi prawie 3 procent (np. brutto: TUI plus 1,2 procent, Thomas Cook minus 1,7 procent). Dla każdego, kto ma jakąkolwiek styczność z finansami touroperatorów jest oczywiste, że jest to różnica bardzo duża.
Powstaje zatem pytanie, jakie mogą być przyczyny takiej rozbieżności w traktowaniu obu koncernów przez inwestorów?

Kandydat na idola

We współczesnym świecie, aby zostać zauważonym trzeba się jakoś wyróżnić. Dotyczy to zarówno polityków, sportowców, celebrytów, jak i spółek publicznych. Thomas Cook otarł się o bankructwo, ale potrafił na tym fakcie zbudować historię Feniksa odradzającego się z popiołów.
Silne nowe przywództwo, sensowna wizja strategiczna, kierownictwo zdeterminowane we wprowadzaniu zmian i szybkie pozytywne efekty, to są rzeczy, które wielu inwestorów lubi najbardziej. Jak na razie Thomas Cook wywiązuje się z tej roli znakomicie.
TUI Travel wielkich kłopotów nigdy nie miało i na tym tle wydaje się potęgą jakby trochę uśpioną. Nie komunikuje się też z otoczeniem w sposób wystarczająco emocjonalny. Ale jednocześnie oznacza to również, że ma do wykorzystania spore rezerwy, które rywal w znacznej mierze już wyczerpał. Może też sporo skorzystać, podpatrując jego strategiczną odnowę i wyciągając wnioski z sukcesów i potknięć.

Jedno jest pewne – inwestorzy wiążą na razie z Tomasem Cookiem wielkie nadzieje. Czy zdoła on im sprostać, pokazać może już nawet najbliższy sezon. Gdy tak się nie stanie ujawni się zapotrzebowanie na nowego idola w branży turystycznej. Kto wie – może następnym razem zostanie nim właśnie TUI.

Andrzej Betlej