Miasto o dziesięciu obliczach: czarujący, aromatyczny, wielokolorowy Bangkok

Wat Phra Kaeo, Bangkok
Wat Phra Kaeo, Bangkok / fot. MM

To miasto jest jak zuchwały demon, który rzuca wyzwanie bogom – przekracza granice wyobraźni, ewoluuje, zaskakuje i imponuje. Dziesięć oblicz Bangkoku, jak dziesięć twarzy zielonoskórego Tosakana, którego wizerunek pojawia się w mieście na każdym kroku, fascynuje, ciekawi, przyciąga i zachęca, by poznać bliżej kulturę, zwyczaje, historię i Tajlandii. Stolica to nie tylko punkt wyjścia, ale też miejsce, do którego wielu podróżnych chętnie wraca, wiedząc, że życia nie starczy, by poznać wszystkie jego twarze.

Dość powiedzieć, że prawdziwa nazwa Bangkoku składa się z 99 sylab i 168 liter, które każdy prawdziwy mieszkaniec miasta zna na pamięć i potrafi melodyjnie wyśpiewać, powstają też piosenki i teledyski oparte na samej nazwie Bangkoku.

To wiele mówi o złożoności tego „miasta aniołów”, czyli Krung Thep – bo tak brzmi skrócona tajska nazwa stolicy kraju. Nie da się wyodrębnić jednej tylko charakterystycznej cechy, przewodniego motywu, którym można by określić Bangkok. Miasto ma co najmniej dziesięć twarzy, jak demon Tosakan, jeden z bohaterów Ramakien, czyli tajskiej wersji indyjskiego mitu Ramajany, którą to opowieść „poznamy” bliżej zwiedzając sakralne zabytki Bangkoku. A można nawet powiedzieć, że podobnie jak mitologiczny demon, miasto ma też dwadzieścioro ramion – bo każdy, kto tu przyjedzie, ma szansę odkryć coś nowego i zaskakującego w jednej z wielu dzielnic.

Tosakan, demon o dziesięciu twarzach i dwudziestu ramionach
Tosakan, demon o dziesięciu twarzach i dwudziestu ramionach / fot. MM

Stolica Tajlandii jest jednym z tych miast, które tętnią życiem, a ich rozwoju nie widać końca. Nie ma też jednego ścisłego centrum – jest rozproszone, co czyni je jeszcze ciekawszym, bo zachęca do zagłębiania się coraz dalej i odkrywania jeszcze więcej. Taki charakter Bangkok zawdzięcza swojemu usytuowaniu u ujścia rzeki Menam do Zatoki Tajlandzkiej i złożonej historii, której początki sięgają drugiej połowy XVIII wieku.

1. Historia

W małej wiosce Bang Makok, czyli Wsi Drzewek Oliwnych, powstał obóz warowny dla wojsk tajskich, pokonanych przez Birmańczyków, którzy zniszczyli poprzednią stolicę ówczesnego Syjamu, czyli Ajutthaji. Na zachodnim brzegu rzeki Menam jeden z dygnitarzy państwa Ajutthaji, Taksin Wielki, założył nową stolicę, zwaną Thonburi – która dziś jest zabytkową dzielnicą Bangkoku. Po upadku władcy, jego długoletni przyjaciel, generał Czao Phya Czakri koronowany w 1782 roku jako król Rama I, nadał swojej nowej stolicy, zlokalizowanej po drugiej stronie rzeki, długą i złożoną nazwę, zaczynającą się od słów Krung Thep Mahanakhon, czyli „miasto aniołów, wielkie miasto”. Jednocześnie zapoczątkowana została panująca do dziś w Tajlandii dynastia Czakri. Rozpoczął się nowy rozdział w historii Syjamu, a potem – współczesnej Tajlandii.

Wielki Pałac w Bangkoku
Wielki Pałac w Bangkoku / fot. MM

Bangkok jest więc stosunkowo młodym miejscem w ponadtysiącletnich dziejach kraju i liczącej sobie ponad pięć tysięcy lat cywilizacji, która ukształtowała się na terenach należących dziś do Tajlandii.

2. Władza

Bangkok po dziś dzień związany jest nierozerwalnie z głównym ośrodkiem władzy i rodem królewskim, którego początki są jednocześnie początkami miasta. Najbardziej dobitnym tego świadectwem jest najważniejsze z turystycznego punktu widzenia miejsce na mapie miasta, czyli Wielki Pałac. To swego rodzaju kamień fundacyjny dynastii Czakri, kompleks pałacowo-świątynny, ufundowany przez króla Ramę I i rozbudowywany za jego następców.

To miejsce, w którym królowie są koronowani i gdzie spoczywają po śmierci. Prasad Phra Thep Bidom, czyli wzniesiony przez Ramę IV królewski panteon, to jeden ze wspaniale zdobionych złotem i mozaikami okazałych budynków Wielkiego Pałacu – otoczony kolumnadą, strzelisty. Wewnątrz znajdują się posągi ku czci pochowanych tu władców, niegdyś namaszczonych w sali audiencyjnej, Amarinda Winichai. Do dziś służy ona za miejsce koronacji królów, którzy otrzymują w trakcie ceremonii insygnia władzy – m.in koronę i miecz zwycięstwa, królewskie ciżemki, wachlarz, berło i parasol o dziewięciu szczeblach.

Kolumnada sali tronowej w Wielkim Pałacu
Kolumnada sali tronowej w Wielkim Pałacu / fot. MM

Gdy opuścimy Wieli Pałac i przemierzamy miasto, napotykamy na swej drodze inne pamiątki związane z kolejnymi królami dynastii Czakri, nierzadko zlokalizowane tuż obok imponujących przepychem obiektów sakralnych. Nieopodal okazałej Wat Arun, czyli Świątyni Świtu, znajduje się monument ku czci Ramy II, zaś w sąsiedztwie Wat Ratchanatdaram Worawihan (Loha Prasat) – pomnik Ramy III.

Wat Ratchanatdaram Worawihan
Wat Ratchanatdaram Worawihan / fot. MM

Niezależnie od tego, że współczesna Tajlandia, w odróżnieniu od dawnego Syjamu, nie jest już monarchią absolutną, lecz konstytucyjną – co upamiętnia usytuowany w centrum Bangkoku pomnik ku czci demokracji – rodzina królewska cieszy się niezmiennym od wieków szacunkiem i poważaniem. Warto o tym pamiętać, zwiedzając sam Bangkok i inne zakątki kraju – czci monarchy i jego rodziny uchybiać nie wolno pod żadnym pozorem i jest to jedna z nielicznych zasad tak surowo i bezwzględnie w Tajlandii egzekwowanych. Nawet niewinny żart czy docinek wymierzony w koronę może się źle skończyć. Jest to jednak wyjątek na tle skądinąd dość liberalnego kraju, co oddaje sama jego nazwa – Thai oznacza „wolny”, Tajlandia oznacza więc „wolny kraj”.

3. Religia

W Bangkoku widać wyraźnie, jak władza i religia od stuleci wiążą się ze sobą, a także które z wyznań dominuje w Tajlandii. Ale też jak różnorodne jest społeczeństwo tego kraju pod względem religijnym i jaka swoboda wyznaniowa tutaj panuje. Widać też, jak fascynująca jest ewolucja wierzeń w społeczeństwach znajdujących się na styku różnych wpływów. W Tajlandii religia opiera się na dwóch podstawowych filarach – buddyzmie i hinduizmie. Choć zasadniczym dominującym wyznaniem jest buddyzm, to wpływy hinduizmu są bardzo widoczne i nie jest trudno odnaleźć ich przejawy w budowlach sakralnych. W Bangkoku okręgi świątynne, czyli waty, znajdziemy na każdym kroku – niektóre z nich to prawdziwe perły dziedzictwa kulturowego i architektury.

Najwięcej uwagi przyjezdni poświęcają oczywiście głównej świątyni, znajdującej się w obrębie Wielkiego Pałacu. Wat Phra Kaeo, czyli Świątynia Szmaragdowego Buddy, to punkt obowiązkowy zwiedzania miasta. Nie tylko zachwyca bogactwem wystroju, kolorami i złotym wykończeniem, ale też dostarcza wiedzy o tym, jak wygląda tajska odmiana buddyzmu.

Wat Phra Kaeo, Świątynia Szmaragdowego Buddy
Wat Phra Kaeo, Świątynia Szmaragdowego Buddy / fot. MM

Zasadniczo w Tajlandii 95 proc. populacji określa się jako buddyści. Są to wyznawcy Therawady, czyli najstarszej szkoły buddyjskiej, a podstawą tego wierzenia jest dążenie do nirwany poprzez uczynki, które nagradzane są karmą, a także do stanu oświecenia, czyli stania się buddą (oświeconym). Widać jednak wyraźne wpływy hinduizmu – choć buddyzm nie opiera się na wierze w bóstwo, lecz w sprawdzą moc ludzkiego umysłu, w Tajlandii składa się ofiary hinduskim bóstwom ochronnym. Sam wystrój świątyni Szmaragdowego Buddy również nawiązuje do elementów hinduizmu – wystarczy wspomnieć wykończenie dachów, zrobione z przypominających wężową łuskę dachówek oraz zakrzywionych zwieńczeń oraz fakt, że frontony na obu końcach dachu przedstawiają hinduskiego boga Narajanę (lub Wisznu) na grzbiecie Garudy (mitycznego pół-człowieka, pół-ptaka), przy czym ten ostatni trzyma w obu rękach ogony dwóch węży Naga.

Budowa ubosoty, czyli głównego budynku świątyni, rozpoczęła się za panowania króla Ramy I w 1783 roku i jest to jedna z najstarszych konstrukcji w świątyni. Mieści się w niej najświętsze w Tajlandii przedstawienie Buddy, czyli posążek Szmaragdowego Buddy (wbrew nazwie wykonany jest on z jadeitu). Jego dzieje są nie mniej zawiłe i burzliwe niż sama historia Tajlandii, a prześledzone są od XV Wieku. Król Rama I sprowadził go do Tajlandii po uprowadzeniu świętego wizerunku przez laotańskich najeźdźców. W 1779 roku na pięć lat wizerunek trafił do sali Szmaragdowego Buddy w jednej z najpiękniejszych świątyń w Bangkoku, czyli Wat Arun (Świątyni Świtu). Góruje ona na drugim brzegu rzeki Menam i zwraca uwagę wyjątkowo gustownym zdobnictwem – nie ociekającym złotem jak Wat Phra Kaeo; owszem – bogatym i kolorowym, lecz stonowanym.

Wat Arun
Wat Arun / fot. MM

Jadeitowy posążek buddy, mierzący zaledwie 60 cm i osadzony na bogatym pozłacanym tronie i przebierany w złote szaty (inne w zależności od pory roku), to nie jedyne robiące wrażenie przedstawienie buddy, które trzeba zobaczyć w Bangkoku. Koniecznie trzeba udać się do klasztoru Wat Po, gdzie znajduje się świątynia Spoczywającego Buddy, a wewnątrz niej – złota figura o długości 46 metrów, wysoka na 15 metrów, wypełniająca niemal całą przestrzeń viharnu. Zbudowana jest z cegieł pokrytych stiukiem, zaś jej „podeszwy” wyłożone są masą perłową, gdzie wyobrażonych zostało 108 symboli oświecenia.

Posąg Spoczywającego Buddy w Wat Po
Posąg Spoczywającego Buddy w Wat Po / fot. MM

Warto pamiętać, że podobnie jak do meczetu, do ubosoty nie wchodzi się w butach. Nie wolno też nastąpić na drewniany próg u wrót świątyni, gdyż według wierzeń – uwolni to złe demony, przed którymi wrota strzegą wnętrze świątyni.

4. Mitologia

To ściśle związane z religią, ale też i władzą oblicze Bangkoku zasługuje na wyszczególnienie ze względu na to, w jaki sposób mitologiczne postacie, demony, węże i ich wyobrażenia kształtują nie tylko publiczną przestrzeń miasta, ale też stanowią mit założycielski panującej dynastii Czakri. Dość powiedzieć, że mityczny Garuda, istota o wielkiej sile i lojalności widnieje w godle narodowym Tajlandii i pojawia się nie tylko w dekoracjach świątyń, ale w wielu miejscach w publicznej przestrzeni.

Oczywiście, największą styczność z mitologią będziemy mieli odwiedzając Wielki Pałac i Wat Phra Kaeo. Zewnętrzne ściany otaczające Świątynię Szmaragdowego Buddy to łącznie 178 paneli, udekorowanych malowidłami przedstawiającymi sceny z Ramakien, tajskiej wersji indyjskiego eposu Ramajana. Wydaje się jednak, że przeciętna osoba, słabo orientująca się w meandrach tej opowieści, nie ma szans prześledzić ciągu fascynujących wydarzeń, które są tam przedstawione. Owszem, malowidła tworzą narrację, jednak jej kolejność nie jest linearna, opowieść meandruje zakolami pomiędzy poszczególnymi scenami, które nie są wyraźnie oddzielone. Miejsce to najlepiej zwiedzać z przewodnikiem, który przybliży nam treść eposu i wskaże wizerunki najważniejszych postaci.

Przedstawienie Ramakien na murze okalającym Wat Phra Kaeo
Przedstawienie Ramakien na murze okalającym Wat Phra Kaeo / fot. MM

W wielkim uproszczeniu, historia przedstawia dzieje mitycznego króla Ramy, będącego wcieleniem hinduskiego boga Phra Narai (król Rama I, założyciel obecnie panującej dynastii, był autorem tej wersji, powstałej na bazie kompilacji hinduskiej Ramajany ze starszymi przekazami z czasów królestw Ajuttaja i Syjamu). Epos zaczyna się od opisu genezy powstania demona Totsakana o dziesięciu obliczach i dwudziestu ramionach, z którym następnie król Phra Ram (czyli Rama) toczy spór o porwanie swej małżonki Nang Sidy. Adiutantem króla jest biała małpa Hanuman, dowódca małpiej armii, wspomagającej króla Phra Ram w odzyskaniu swej królowej.

Zarówno zielone oblicze mitycznego króla Ramy, białe – Hanumana, dziesięć zielonych twarzy Totsakana, jak też wyobrażenia wielu innych bohaterów Ramakien i innych mitycznych stworzeń pojawiają się często jako motywy dekoracji nie tylko świątyń, ale wielu miejsc w Bangkoku. Hinduskie wężokształtne bóstwa wodne Naga stanowią częsty motyw w sztuce Tajlandii – ich wizerunki często umieszcza się po obu stronach wejścia do świątyń.

Wizerunek Phra Ram na lotnisku przypomina o reżimie sanitarnym

5. Eklektyzm

To prawda, że pod względem religijnym Tajlandia stanowi niemal monolit, ale znajdziemy tutaj też inne wyznania. Ciekawym zakątkiem Bangkoku jest stara stolica Tajlandii, Thonburi, położona po drugiej stronie rzeki Menam, będąca dzielnicą wielu religii. Sąsiadują tu ze sobą świątynie kilku wyznań, a przemykając się między wąskimi uliczkami np. na hulajnodze elektrycznej, możemy szybko i wygodnie zwiedzić większość z nich. Przy okazji dowiadując się o więcej o tym, jak powstało miasto i jakie zagraniczne wpływy je ukształtowały.

Znajdziemy tutaj enklawy, w których mieszkają muzułmanie albo społeczności o różnych wyznaniach, a także katolicy pochodzący z Portugalii. Wycieczkę najlepiej zacząć w świątyni buddyjskiej Wat Kalayanamit, która jest wyjątkowa nie tylko z największego w Bangkoku posągu siedzącego Buddy, ale również jako sanktuarium dla żółwi.

Siedzący budda w Wat Kalayanamit
Siedzący budda w Wat Kalayanamit / fot. MM

Wszelkie życie jest traktowane jako świętość w obszarze watów i ich bezpośrednim otoczeniu, a wewnątrz pomoc mogą otrzymać nie tylko ludzie, ale i zwierzęta: koty, żółwie czy nawet krokodyle. W Wat Kalayanamit zobaczymy pływające w stawie żółwie, które zresztą możemy dokarmić bananami podawanymi na specjalnej ostro zakończonej drewnianej pałeczce. Żółwie ewidentnie przyzwyczajone są do takiej formy spożywania posiłku, bo gdy tylko wyczują zapach owoców, chętnie wynurzają się, wyciągają szyje i sprawnie zdejmują kawałki banana z drewnianej końcówki.

Karmienie żółwi w Wat Kalayanamit
Karmienie żółwi w Wat Kalayanamit / fot. MM

Z kolejnym wyznaniem spotykamy się w dzielnicy portugalskiej, gdzie znajdziemy kościół Santa Cruz, będący świadectwem portugalskich wpływów w Bangkoku. Katolicy nie są procentowo znaczącym wyznaniem, jednak w stolicy Tajlandii mają kilka kościołów, wywarli też wpływ na lokalną kuchnię. To dzięki portugalskim wyprawom do Syjamu sprzed ponad połowy tysiąclecia w kraju tym pojawiły się rośliny i przyprawy pochodzące np. z Ameryki Południowej. Chodzi o tak popularne w Tajlandii chilli czy papaję, bez których dziś nie wyobrażamy sobie tajskiej kuchni. Również mleko kokosowe, cukier, a także zwyczaj wypieków ze zboża były w tej części świata czymś nieznanym i zostały przywiezione przez Portugalczyków – pierwszą europejską nację, która nawiązała dyplomatyczne relacje z królestwem Syjamu, a dzięki swym zasługom w walkach przeciwko Birmie otrzymała pozwolenie na osiedlenie się, stworzenie portu poza murami Ajuttaji, rozwinięcie handlu przyprawami szlakiem przez Indie i zbudowanie świątyń katolickich.

Kościół Santa Cruz w Bangkoku
Kościół Santa Cruz w Bangkoku / fot. MM

Jedną z nich jest właśnie kościół Santa Cruz, który został założony w 1769 roku i stanowi centrum wspólnoty portugalskiej Kudichin. Jej ważnym elementem jest też zlokalizowane nieopodal muzeum i kawiarnia (Baan Kudichin Museum – można napić się tu kawy w europejskim stylu), a także restauracja Baan Sakulthong, otwarta w weekendy.

przerwa na kawę w Baan Kudichin Museum
przerwa na kawę w Baan Kudichin Museum / fot. MM

Ostatnim punktem na trasie zwiedzania wielokulturowego Thonburi jest przystanek w chińskiej świątynce Kuan An Keng Shrine. Chińskie wpływy w Bangkoku to nie tylko Chinatown w centrum miasta, ale też niektóre miejsca po drugiej stronie rzeki. Świątynia chińskiej odmiany buddyzmu, czyli mahajany, jest jedną z najstarszych w mieście. Można ją zwiedzać, a nawet zapalić świecę czy kadzidło w ofierze statui Guanyin. Jest to główna postać chińskiego panteonu buddyjskiego, bóstwo przedstawiane jako budda w postaci kobiecej. W Chinach Guanyin jest także tradycyjnie czczona w ludowej religii jako bogini miłosierdzia, litości i płodności. Bogato zdobione, kolorowe wnętrze świątyni zapewnia ciszę – można tu poświęcić chwilę na kontemplację, ale nie wolno robić zdjęć ani wchodzić na podest przed ołtarzem.

Kuan An Keng Shrine
Kuan An Keng Shrine / fot. MM

6. Kuchnia

Tajska kuchnia jest przysłowiowo wręcz dobra, a najlepsze restauracje serwujące liczne tego dowody, znajdziemy właśnie w Bangkoku. Otoczona żyznymi ziemiami, idealnie nadającymi się do upraw ryżu, a także nad brzegiem Zatoki Tajskiej stolica zaopatrywana jest codziennie w najświeższe składniki, stanowiące podstawę lokalnej gastronomii. Rozmaite wariacje na temat ryżu, makaronu ryżowego, owoców morza (głównie skorupiaków) i mięsa kurczaka, przyprawiane ziołami i sosami o różnych stopniach ostrości, to w bardzo dużym skrócie esencja tajskiej kuchni. Specjały takie jak trawa cytrynowa, szpinak wodny, sos z tamaryszku, liście limonki, mleczko kokosowe, galangal (odmiana imbiru o posmaku imbirowo-pieprzowym) czy tofu dopełniają jej charakteru.

Smażone skrzydełka kurczaka z sosem chilli
Smażone skrzydełka kurczaka z sosem chilli / fot. MM

Oczywiście, każdy region ma swoje specjalności i pojawia się wiele zagranicznych wpływów, jednak niewątpliwie kulinarną stolicą świata mógłby być Bangkok. Doskonałe restauracje, z których wiele odznaczonych zostało gwiazdkami Michelin albo jest przez przewodniki Michelin rekomendowanych, znaleźć tu można na każdym kroku.

Sałatka tajska z krewetkami i wodny szpinak
Sałatka tajska z krewetkami i wodny szpinak / fot. MM

Będąc w Bangkoku nie można nie skosztować jednej z wielu zup, w tym tom yam z krewetek i grzybów, słodkich faszerowanych jajek z sosem z tamaryszku, jednego z wielu sposobów przyrządzania kurczaka, w tym skrzydełek na patyku, kulek rybnych, sałatki z wodnym szpinakiem czy też najsłynniejszego specjału – pad thai. Jego historia sięga lat 30. XX wieku. Jest to danie, które powstaje na bazie makaronu i warzyw, bardzo zindywidualizowane, nie ma jednej uniwersalnej receptury i nawet w Bangkoku można znaleźć rozmaite jego odmiany – czy to z kurczakiem czy wieprzowiną, czy krewetkami. Podstawą dania są kiełki, tamaryndowiec, orzeszki, chili i jajko oraz tofu, a podaje się je z orzeszkami ziemnymi.

Pikantna zupa z grzybami
Pikantna zupa z grzybami / fot. MM

7. Street food

Będąc z Bangkoku nie można nie spróbować popularnej kuchni „ulicznej” czy to siedząc czy biorąc danie na wynos. Dania typu street food są tak popularne i charakterystyczne dla stolicy Tajlandii, że stanowią odrębne jej oblicze. Wśród lokalnej ludności bardzo popularne jest nie tyle chodzenie do najlepszych, najbardziej wyrafinowanych i najdroższych restauracji, co spędzanie ciepłych wieczorów na ulicach, w barach i jadłodajniach, gdzie nierzadko znaleźć można potrawy nie gorszej, a może i lepszej jakości niż w wykwintnych restauracjach.

Pad thai smażone w ogniu
Pad thai smażone w ogniu / fot. MM

Kuchnia „uliczna” jest w Tajlandii na tyle popularna i smaczna, że nierzadko w najbardziej popularnych barach w ogóle nie są przyjmowane rezerwacje na stoliki – a wieczorami i tak jest komplet gości i trzeba cierpliwie zaczekać na swoją kolej. Ba, jeden z barów – Jay Fai – ma nawet gwiazdkę Michelin – jako jedyna na świecie knajpa typu street food. Kilka innych jest rekomendowanych przez Michelin i do tych warto wybrać się na przejażdżkę wieczorną tuk-tukiem (charakterystycznym dla azjatyckich krajów środkiem transportu będącym wózkiem z siedzeniami przyczepionym do motocykla).

Jeden z niezliczonych barów ulicznych w Bangkoku
Jeden z niezliczonych barów ulicznych w Bangkoku / fot.

Proste, tradycyjne jedzenie na szybko albo na wynos znajdziemy zresztą nie tylko w ulicznych knajpkach, ale też na targowiskach i w centrach handlowych. Będąc w dzielnicy Thonburi i jeżdżąc hulajnogą elektryczną między świątyniami możemy wstąpić na chwilę na targowisko przy Wat Kanlaya, gdzie znajdziemy wiele ciekawych dań i lokalnych specjałów, takich jak pieczone banany (niektóre odmiany tajskich bananów nie nadają się do jedzenia na surowo, lecz do pieczenia na ruszcie). Możemy też kupić durian, czyli bardzo znany owoc, rozmiarów arbuza, który ma tyle samo zażartych miłośników, co przeciwników, ze względu na swój specyficzny zapach, przypominający… benzynę. Znajdziemy tutaj również zapakowane w foliowe torebki gotowe dania do spożycia – proste potrawy, takie jak ryż z czosnkiem z jajkiem i ogórkiem, które są absurdalnie tanie (20 bat, czyli 2,5 zł), a mogą stanowić niezłą przekąskę na lunch.

Durian, jeden z najbardziej kontrowersyjnych owoców na świecie
Durian, jeden z najbardziej kontrowersyjnych owoców na świecie / fot. MM

Jeszcze więcej dań na wynos na bazie ryżu, makaronu, kurczaka, a także wędliny, kulki rybne czy mięso kurczaka na patyku, kupimy na targowiskach w centrach handlowych, takich jak choćby Sook Siam.

Street food w centrum handlowym Sook Siam
Street food w centrum handlowym Sook Siam / fot. MM

8. Zdrowie

Tajska medycyna słynie na całym świecie i pobyt w Bangkoku nie byłby kompletny bez wizyty w jednym z licznych centr spa & wellness. Już sama dieta oparta na tajskiej kuchni, pikantnej, pobudzającej trawienie i złożonej ze świeżych składników, wielu warzyw, ryżu i owoców morza, wpływa pozytywnie na zdrowie. Do tego koniecznie trzeba udać się na masaż – nie po to adepci wschodniej medycyny przez lata doskonalili tę sztukę i uczyli się w świątyniach, jak leczyć schorzenia odpowiednio naciskając poszczególne mięśnie i nerwy, żeby nie skorzystać z okazji i nie oddać się w ręce ekspertów.

Klinika Divana w Bangkoku
Klinika Divana w Bangkoku / fot. MM

Tajskie centra masażu to kwintesencja relaksu i dobrego samopoczucia. Doświadczenie pobytu w jednym z nich to uczta dla zmysłów. Odpowiednio dobrana relaksacyjna muzyka, aromat olejków lawendy czy trawy cytrynowej, powitalny napar ziołowy wypity w wygodnym fotelu, doskonała, przemiła i dyskretna obsługa pozwalają odprężyć się już od pierwszej minuty wizyty. Zabiegi są dostępne w bardzo rozsądnych cenach – przeważnie mamy do wyboru masaż tajski albo aromaterapię, wybieramy też czas trwania zabiegu. Aromaterapia może potrwać godzinę albo dwie, masaż tajski powinien zająć co najmniej 90 minut.

Relaks przy herbacie imbirowej przed masażem
Relaks przy herbacie imbirowej przed masażem / fot. MM

Ten ostatni to zastosowanie techniki głębokiego masażu, połączenie akupresury z elementami pasywnej jogi, rozciągania i refleksologii. W Tajlandii jest znany jako nuat phaen boran, co można przetłumaczyć jako starożytny klasyczny masaż. Co ciekawe, gdy zwiedzamy Świątynię Spoczywającego Buddy w Bangkoku, na jednym z malowideł możemy zaobserwować diagramy i instrukcje dla adeptów tej sztuki. Klasztor Wat Po to jeden z pierwszych w Tajlandii ośrodków kształcenia, który do dziś pełni swoją pierwotną funkcję, kształcąc między innymi właśnie masażystów.

Gabinet zabiegowy w klinice wellness
Gabinet zabiegowy w klinice wellness / fot. MM

9. Woda

Bangkok nie bez powodu nazywany jest „Wenecją wschodu” – poza tym że położony na wybrzeżu i przecięty szeroką rzeką Menam, ma bardzo dużo sztucznie stworzonych kanałów, nad którymi podziwiać można starszą zabudowę w postacie domów na drewnianych palach. Niestety jest też jednym z miast zagrożonych zalaniem z powodu wzrastającego poziomu wody w oceanach.

Jedną z na wpół sztucznych miejskich wysp, okolonych po części rzeką Menam, a po części węższymi przekopanymi ludzką ręką kanałami, jest Rattanakosin – historyczne centrum Bangkoku. Stolica królestwa została tu przeniesiona z Thonburi pod koniec XVIII wieku i to tutaj król Rama I zbudował Świątynię Szmaragdowego Buddy oraz pierwsze budynki Wielkiego Pałacu. Miasto było pierwotnie ufortyfikowane i otoczone murem, którego pozostałości możemy podziwiać już w nielicznych miejscach. Większość obecnie już nie istnieje – rozebrano go na potrzeby współczesnej zabudowy, ale okalające pierwotną starówkę kanały Rong Mai i Talat Canal istnieją do dziś.

Wycieczka łodzią po kanałach okalających Wyspę Rattanakosin
Wycieczka łodzią po kanałach okalających Wyspę Rattanakosin / fot. MM

Warto wybrać się drewnianą łódką (znaną z filmu „Człowiek ze złotym pistoletem”, którego niektóre sceny powstały w Bangkoku) na przejażdżkę kanałami wokół Rattanakosin. Wycieczka zaczyna się i kończy na rzece Menam, a w jej trakcie możemy podziwiać życie w budynkach, których fasady wychodzą na kanał. Są tutaj skrzynki na listy, do których poczta dociera na łódce, są wodne śmieciarki wywożące nieczystości, są też łódki gastronomiczne (można np. kupić lody) oraz wodne stragany – łodzie wyposażone w pamiątki, schłodzone napoje.

Transakcja w pływającym sklepie
Transakcja w pływającym sklepie z pamiątkami / fot. MM

Por drodze mijamy też mniejsze waty, kameralne, kolorowe świątynki. Przy jednej z nich mamy okazję zaobserwować, jak zarybione są kanały i rzeka Bangkoku. Wystarczy wrzucić do wody trochę chleba, by wynurzyło się z niej kłębiące się stado ryb, łasych na przekąskę. Ale uwaga – ryby są przyzwyczajone, by chętnie wypływać na powierzchnię tylko w bliskości watu. Mądre stworzenia wiedzą, że tu nie grozi im niebezpieczeństwo, ze względu na to, iż wokół świątyni – chroniącej każde życie – obowiązuje zakaz łowienia.

Ryby czują się bezpiecznie w sąsiedztwie świątyni
Ryby czują się bezpiecznie w sąsiedztwie świątyni / fot. MM

10. Transport

Bangkok zamieszkuje obecnie około 5,5 mln ludzi – to dane z marca 2022 roku. Jest to liczba oficjalnych, zarejestrowanych mieszkańców, de facto jednak osób, które żyją w mieście, jest dwa albo i trzy razy wyższa. Ceny nieruchomości w samym mieście są wysokie, więc sporo osób dojeżdża codziennie do pracy. Miasto słynie z korków – w godzinach szczytu przedostanie się samochodem między dzielnicami potrafi zająć całe godziny. W Bangkoku spóźnienie z powodu dużego natężenia ruchu jest normą i nikogo nie dziwi.

Jedna z form, którą przybierają taksówki w Bangkoku
Jedna z form, którą przybierają taksówki w Bangkoku / fot. MM

Samochód jednak to tylko jeden z wielu sposobów poruszania się po mieście, wybierany raczej przez tych, którzy nie mają alternatywy. Popularne są aplikacje do zamawiania przejazdów, takie jak Uber czy jego wschodnioazjatycka wersja – Grab. Przejazdy są tanie, opłaca się zatem wziąć nawet taksówkę – tylko warto przed wyruszeniem w drogę zwrócić uwagę na to, czy pojazd jest wyposażony w taksometr albo ustalić cenę przed rozpoczęciem przejazdu.

Bangkok słynie też z mniej typowych rodzajów pojazdów, którymi można poruszać się na „zamówienie”. Funkcjonują tu z powodzeniem taksówki-motocykle (kierowców rozpoznamy po pomarańczowych kamizelkach), a nawet taksówki-rowery. W mieście roi się też od tuk-tuków, zielonych pojazdów trzyśladowych, których kierowcy brawurowo manewrują między samochodami. Przejażdżka tuk-tukiem to atrakcja sama w sobie, pozwalająca poczuć atmosferę ulic Bangkoku. Trzeba jednak pamiętać o ostrożności przy robieniu zdjęć i nie wychylać się z pojazdu, gdy ten jest w ruchu – na zatłoczonych ulicach nigdy nie wiadomo, z której strony może pojawić się autobus czy samochód.

Tuktuk w Bangkoku
Tuktuk w Bangkoku / fot. MM

W Bangkoku jest też rozwinięty transport publiczny – pociąg jadący na estakadzie, tzw. sky train, a także metro. To wygodny sposób poruszania się po centrum, pozwala ominąć korki, podróżuje się w klimatyzowanym wnętrzu. Istnieje też system promów, wodnych tramwajów i łódek, poruszających się po rzece. Co ciekawe, połączenia te zapewniane są przez prywatne firmy, które otrzymały licencje na obsługę konkretnej trasy. Łodzie oznaczone są kolorami – białym, żółtym i pomarańczowym, które oznaczają liczbę przystanków na danej trasie (pomarańczowy ma najmniej, dlatego jest najbardziej popularny wśród turystów).

Tramwaj wodny z pomarańczową flagą
Tramwaj wodny z pomarańczową flagą / fot. MM

Warto wspomnieć, że sky train dowiezie na lotnisko nie tylko nas, ale także nasz bagaż. W mieście znajduje się terminal lotniska, na którym można dokonać odprawy bagażowej, by cieszyć się dodatkowym czasem w mieście przed udaniem się na lotnisko i powrotem do domu. A każda dodatkowa godzina w Bangkoku jest cenna – pozostaje jeszcze mnóstwo „twarzy” miasta do odkrycia. Zakupy, nocne życie, kolejne kultury, dzielnice… Nie trzeba podszeptów hinduskich demonów, by zechcieć wrócić tutaj i zagłębiać się dalej w gąszcz ulic, kanałów, targowisk i knajpek.

Widok na Bangkok ze sky baru Red Sky / fot. MM
Widok na Bangkok ze sky baru / fot. MM