Hotel na wolnych obrotach przy dźwiękach fortepianu, czyli realia kwarantanny

Piotr Dwurnik hotel na wolnych obrotach
Piotr Dwurnik, prezes PT “Łysogóry”.

Zamykanie hotelu trwa dwa tygodnie. Potem trzeba go sprzątać, dbać o sprzęt, sprawdzać stan techniczny wyposażenia, robić przegląd pokojów. Hotel konferencyjny, jakim jest Grand Hotel Kielce, liczy się z tym, że ruch w interesie zacznie się dopiero we wrześniu. Tymczasem w obiekcie… ćwiczą sobie grę na fortepianie uczniowie szkoły muzycznej. O tym, jak w praktyce wygląda zastój w branży, rozmawiamy z Piotrem Dwurnikiem, prezesem PT “Łysogóry”.

Wkrótce minie miesiąc, odkąd zamknięto w Polsce szkoły, granice. Niedługo potem – hotele. Jak wytrzymujecie tę sytuację?

W naszym regionie jest o tyle dobrze, że duzi hotelarze zrzeszeni w izbie (IGHP – red.) wzajemnie się wspierają i dzięki temu jakoś się trzymają. Ja zamknąłem obiekt ok 17 marca, czyli zanim hotele zamknięto „odgórnie”. Gdy zaczęło się zamykanie szkół i tak spadał ruch turystyczny. Funkcjonowanie hotelu biznesowego w centrum miasta, w którym nie ma wydarzeń nie ma uzasadnienia. A zaplanowane konferencje i targi wszyscy zaczęli odwoływać. Utrzymywanie całej fabryki po to, żeby stała pusta, było bez sensu.

W jaki sposób zamyka się hotel?

Przede wszystkim trzeba zastanowić się, jak nie ponosić zbędnych kosztów. Chodzi o media, prąd, deklaracje śmieciowe. Od razu wyrejestrowaliśmy odbiorniki radiowe, telewizory, żeby nie ponosić opłat z tego tytułu. Wkrótce potem specustawa i tak zawiesiła opłaty RTV oraz dla organizacji zarządzających prawami autorskimi.

Na każdym kroku zadajemy sobie pytania, co jeszcze wyłączyć. Sytuacja zmieniała się z dnia na dzień, trzeba było dostosowywać się do niej na bieżąco. Tych pracowników, których mogliśmy, wysłaliśmy na urlopy. I tak nie było dla części z nich pracy, nie chcieliśmy, żeby tracili czas. Zakładaliśmy, że to się szybko skończy i wszyscy wrócą wypoczęci, z nową energią do pracy… Ale szybki termin ponownego uruchomienia się oddala.

Zakładacie, że nastąpi to jeszcze w tym sezonie?

Uważam, że w miejscach wypoczynkowych branża turystyczna będzie stawała na nogi w lipcu, sierpniu. Dla nas te miesiące przeminą raczej „na pusto”. Jest szansa, że ruch zacznie wracać we wrześniu, a raczej – dopiero we wrześniu. Pytanie, jak do tego czasu dotrwać. Pomoc ze strony państwa i samorządu nie nadciąga zbyt szybko. To nie napawa optymizmem.

180 dni na zwrot zadatków, opcjonalne vouchery – to jest potrzebne. Ale to wszystko za mało, żeby zachować płynność finansową, płacić pensje, regulować zobowiązania wobec skarbu państwa. Co z tego, że na trzy miesiące jestem zwolniony z odsetek i opłaty są odroczone, jak potem i tak muszę je zapłacić i wyniesie to jednorazowo jeszcze więcej. Branża zostawiona sama sobie kombinuje, jak przeżyć.

I jakie macie pomysły na przetrwanie?

Na spokojnie zastanawiamy się, jak korzystać z tarczy. Uruchomiliśmy sprzedaż cateringu świątecznego. Pytanie, jak się da na tym zarobić. Zastanawiamy się, co z komuniami w maju, czy się odbędą. Jeśli nie zostaną odwołane, to rozważamy uruchomienie cateringu na tę okazję.

Tak naprawdę, to czekamy, aż rynek zacznie wstawać i zostanie uwolniony. Pierwsza impreza targowa w Kielcach powinna się odbyć w czerwcu.

Czy sytuacja zmusiła Was już do zwalniania ludzi?

Póki się da, załoga jest na urlopach, pobiera też świadczenia opiekuńcze na dzieci. Na razie sobie jakoś radzimy. Staramy się nakręcać ludzi pozytywnie, być może będziemy musieli „podzielić się biedą”, żeby mieć co odbudowywać. Większość kieleckich hotelarzy podobnie do tego podchodzi.

Niektóre firmy przygotowują się na różne scenariusze, w zależności od przebiegu epidemii…

Trudno mówić o scenariuszach. Tak naprawdę buduje się je każdego dnia, trzeba je codziennie aktualizować. Mamy duże wsparcie ze strony IGHP, słuchamy ekspertów, bierzemy udział w czatach live. To jest ważne, żeby nie być z tym wszystkim samemu. Złożyliśmy też wnioski do rady miasta Kielce o obniżenie opłat – zobaczymy jak to się ułoży.

Czas przygotowywania i gremialnego wymyślania propozycji składanych za pośrednictwem IGHP do ministerstwa bardzo pobudziło branżę. Konkretne wyliczenia, pomysły – liczyliśmy na to, że nasze pomysły zostaną przyjęte, że wszystko się uda. Był ten okres oczekiwania, aż to zostanie zatwierdzone. Nagle się okazało, że to co wykombinowaliśmy, nie zostało wprowadzone. Dobra była propozycja przyspieszenia zwrotu z VAT. Szkoda, że nie udało się tego przeforsować…

Część z nas już nie śledzi poczynań rządowych, już nie ma na to siły. Starają się radzić sobie sami, wymyślają sposoby. Na razie nie staram się o pożyczki, jeszcze na jakiś czas nam starczy na przeżycie. Po to wycięliśmy koszty – żeby nas nie przewróciły. Na pewno dobrym ruchem jest możliwość odroczenia zwrotów o 180 dni. Dzięki temu nie wypłukujemy się z gotówki.

Jak w tym wszystkim odnajduje się zespół?

Mamy ponad 50 osób zatrudnionych na umowę o pracę. W całej załodze jest duże zrozumienie sytuacji, wzajemne wsparcie. Nie mam negatywnych sygnałów, jest raczej duża więź i jedność. Pracownicy solidaryzują się ze sobą.

A co z hotelem? Nie można przecież zamknąć go na cztery spusty, bo zniszczeje.

Obiekt jest tylko dozorowany, nie pozostawiony sam sobie, zabezpieczony przed aktami wandalizmu. Mamy wyznaczone dyżury, przychodzą pokojowe, dyżurni. Sprzątają, odkurzają, myją, podlewają kwiatki. Dział techniczny robi przegląd pokojów. Pod tym względem doprowadziliśmy obiekt do takiego stanu, żeby nie niszczał. Na razie wyczekujemy z kolejnymi decyzjami, żeby zorientować się, ile będzie trwał przestój.

Ciekawostka. Przez zaprzyjaźnionego dyrektora szkoły muzycznej umówiliśmy się, że dwóch jego wychowanków ćwiczy sobie u nas grę na fortepianie, przygotowują się do konkursu pianistycznego. Więc osoba dyżurująca w obiekcie słucha sobie koncertów muzycznych.

Ale część pracowników przychodzi do biura, nie tylko ochrona i ekipy sprzątające?

Wszystko jest do ustalenia. Z revnue managerem mam taki system pracy, że przez trzy dni jest na urlopie, a dwa dni potem świadczy pracę zdalnie. Dzięki temu nie jesteśmy oderwany od realiów dnia codziennego, mamy łączność z klientami, przesuwamy rezerwacje. Hotel jest zamknięty, ale pracuje na wolnych obrotach. Dział sprzedaży ma dyżury, żeby odbierać wiadomości i telefony od klientów, uspokajać, odpowiadać na pytania. Jest bieżący dyżur w recepcji, wszystkie wątpliwości są wyjaśniane. Jesteśmy w łączności. Ci, którzy pracują w domu nie muszą przychodzić, reszta pojawia się w hotelu. Oczywiście z zachowaniem wszystkich norm bezpieczeństwa.

W pewnym momencie pojawił się w mediach pomysł, że hotele mogłyby wynajmować pokoje osobom pracującym zdalnie. Takim, którzy nie mają warunków do pracy w domu.

Pomysł jest ciekawy. Nie rozważaliśmy go a być może trzeba. Ale wtedy trzeba by przywrócić większą część mediów, prąd, klimatyzację, ogrzewanie. Potrzeba by na to czasu. Uruchamianie obiektu nie odbywa się z dnia na dzień, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Samo zamykanie hotelu trwało dwa tygodnie.

Jak wyobrażacie sobie przyszłość?

Wakacje u nas mogą być trudne, liczymy ewentualnie na imprezy okolicznościowe. A od września będziemy stawiać na nogi segment MICE i noclegi. Myślę, że tego, co się dzieje nikt nie był w stanie przewidzieć. Nie wiem nawet, czy w jakiejkolwiek firmie powstał taki scenariusz kryzysu.

Czytaj także: Prezes IGHP: polskie hotelarstwo jest w stanie agonalnym